The Affair to nowy amerykański serial, a właściwie miniserial, który naprawdę mnie wciągnął. Dostajemy 10 godzinnych odcinków podzielonych dokładnie na pół. Pierwsza połowa za każdym razem należy do Noah (Dominic West), pisarza, nauczyciela, męża i ojca, a druga jest opowiadana z perspektywy Alison (Ruth Wilson), kelnerki mieszkającej w małym kurorcie nad oceanem. Dzięki tytułowi i czołówce od samego początku wiemy, że będzie to opowieść o romansie, który najprawdopodobniej nie skończył się dobrze. Sama fabuła nie jest szczególnie oryginalna, ale forma jej przekazu jest naprawdę fascynująca. Obserwujemy te same sytuacje widziane męskim i kobiecym okiem, a jak wiadomo, nie ma chyba większej różnicy na świecie niż między tymi dwoma spojrzeniami. Dzięki temu serial jest dwuznaczny, niepokojący i bardzo literacki.
Tu raczej nie chodzi o miłość
Poznajemy Noah, głównego bohatera serialu, gdy ten wraz z całą rodzina rusza z Nowego Jorku na wakacje do teściów mieszkających w pięknej i stylowej miejscowości nad samym oceanem. Noah to facet idealny (choć jak na mój gust to ma twarz niczym stary kozioł i mógłby grać mitologicznego satyra bez charakteryzacji), który kocha swoją piękna żonę i wspaniale opiekuje się czwórką rozbrykanych dzieci. Do tego jest artystą, pracującym nad drugą książką i idealistycznym nauczycielem w szkole. W sumie jedyne czego mu brakuje to pieniądze, ale ten ubytek zapełnia hojna kasa jego teścia, obrzydliwie bogatego pisarza, do którego właśnie jedzie na dwa miesiące. Choć wszystko układa się Noah naprawdę dobrze, trzeba przyznać, że ten przystojny i pewny siebie mężczyzna jest gotowy na romans, zanim jeszcze spotka Alison. Złośliwe docinki teściów, którzy oczekują od niego, że wreszcie odniesie finansowy sukces, rodzina, która ściąga go na niziny codziennych nudnych obowiązków i presja wyduszenia z siebie kolejnej dobrej powieści, powoli nudzą i irytują go, popychając w ramiona przygody.
Alison jest znacznie ciekawszą (według mnie) postacią. Kelneruje w restauracji z owocami morza, ale od razu widać, że jest za dobra na to miejsce. Po pewnym czasie okazuje się, że ta młoda kobieta skrywa wiele bolesnych sekretów, których lawinę zapoczątkowała śmierć synka, z którą ani ona, ani jej mąż Cole (Joshua Jackson) nie mogą się pogodzić. W jej przypadku romans staje się odskocznią od bolesnych wspomnień i ludzi patrzących na nią ze współczuciem.
Chemia między tymi postaciami jest dla mnie raczej wątpliwa, ale widać, że filmowcy bardzo się starają by podkreślić moc działających feromonów i nieuchronność przeznaczenia tych ludzi. Alison i Cole lgną do siebie, nie bacząc na konsekwencje. Pikanterii ich związkowi dodaje fakt, że ich opowieści są snute z dość odległej perspektywy czasowej. Oboje opowiadają o tym co ich spotkało tamtego lata policjantowi, który prowadzi dochodzenie w sprawie śmierci jednego z bohaterów. Prawdopodobnie do końca nie dowiemy się kto zginął, ale dzięki śledztwu jesteśmy coraz bliżej bardzo złożonej prawdy.
Pokręcona gra z widzem
Tylko bardzo nieuważny widz mógłby uznać, że relacje Noah i Alison pokrywają się ze sobą. Tak naprawdę są od siebie drastycznie różne, a zgadzają się tylko ogólne zarysy sytuacji. Romans widziany z perspektywy mężczyzny to nić, w którą wciąga go zmysłowa pajęczyca. Zdaje mu się, że jest tropiony niczym bardzo apetyczna zwierzyna, a sama tropicielka posiada nieodparty urok, któremu musi ulec. Alison widzi to zupełnie inaczej. Nie można nie zauważyć, że we własnych oczach wygląda gorzej i nieszczególnie się stara o względy przystojnego tatuśka. Mam naprawdę sporo radochy z tropienia nawet niewielkich różnic, na przykład ubrań czy słów z rozmów kochanków. Zadziwiające, że to co wydaje się Noah ponętne, dla Alison jest zupełnie zwyczajne. Jemu chodzi o seks, a jej o plaster na bolące rany, a najfajniejsze jest to, że nigdy nie dowiadujemy się całej prawdy o tym, jak to między nimi było naprawdę. Jest tak jak w prawdziwym życiu: ona coś powiedziała, on coś powiedział, a jak było naprawdę to nie wiadomo, bo nawet uczestnicy mają wspomnienia zniekształcone przez swoje pragnienia i odczucia.
Sprawy nie ułatwia także fakt, że Noah jest pisarzem i w pewnym momencie orientujemy się, że fabuła jego książki odpowiada temu, co dzieje się w obecnie w jego życiu. Czy oby przypadkiem ten podział odcinka na dwie części i subiektywna narracja nie są tylko podpowiedzią, że cały romans powstał w wyobraźni pisarza?
Ruth Wilson i ocean
Gwiazdy w tym serialu są dwie: brytyjska aktorka Ruth Wilson i oceaniczny klimat. Aktor grający Noah jest nieciekawy, podobnie jak cała reszta, ale Wilson jest wspaniała. Artystka obdarzona dość osobliwą urodą (demoniczne oczy i brwi, zadarty nos i kaczy dzióbek) jest wręcz magnetyzująca, a o sile jej aktorstwa świadczy fakt, że potrafi zagrać, że jest piękna i widzowie w to wierzą. Do tego jest ona obdarzona niesamowicie zmysłowym, niskim głosem, który jak pamiętacie zagrał niedawno w Locke’u. Jej charyzma i inteligencja są tak duże, że we wszystkim w czym gra jest dobra. Widzieliście ją może z serialu Luther albo Jane Eyre (najlepsza Jane moim zdaniem)? Rzadko można oglądać taką klasę i talent w tak skromnej produkcji telewizyjnej.
A jeśli chodzi o klimat, to wsiąkłam w niego zupełnie. Gdy oglądam The Affair, to niemal czuję bryzę znad oceanu, piasek pod stopami i zapach gnijących wodorostów. Drewniane domki, wille bogatych letników i mała zżyta wspólnota to idealne tło uzupełniające klimatyczną całość, a także element budujący napięcie. Dzięki niezliczonym kryminalnym serialowym produkcjom z ostatnich kilku lat wiemy, że to w małych uroczych miasteczkach czai się największe zło. Tutaj też każdy ma tajemnicę, skrywa mroczne oblicze, każda scena, która widzimy ma drugie dno, które mam nadzieję, zostanie należycie wyeksponowane w finale serialu.
I znów muszę się nie zgodzić :-) :
jak jeszcze koncepcja 2 narratorów jest ok, reszta to kupa mułu, serial od 4 odcinka ciągnie się niewiarygodnie, miłosne igraszki głównych bohaterów przyprawiają o zmęczenie oczu, doszukiwanie SIĘ prze zemnie jakiejś intrygi skończyło się w piątym lub już w czwartym odcinku.
Właściwie oglądanie tego do końca, można było sobie darować, i nie zwyciężyła to chęć poznania rozwiązania, a to żeby nie klepać czegoś, bez zobaczenia całości.
Przyspieszenie jakie pojawia się w 7 odcinku, pokazało że showtime idzie w drugi sezon, a tego już nie zniosłem. Zdecydowanie nie sięgnę po 2 sezon, bo pierwszy rozczarował mnie do granic możliwości. Naprawdę po takiej stacji, powinniśmy spodziewać więcej niż ckliwego romansu, z nutka sensacji w której handel koką, jest jednym z czynników.
Ja tam dla Ruth Wilson wszystko zniosę. Przyznaję, że mnie też momentami cierpliwość opuszczała. O ile jeszcze nie denerwował mnie wątek handlu narkotykami, to już postaci Noah znieść nie mogłam. I ta jego żona! Facet wygląda jak głupawy kozioł (faun z Narni w najlepszym razie), a kobiety zabijają się o niego. Niestety z każdym odcinkiem mniej też było kojących nerwy oceanicznych widoków, pozwalających przebrnąć do końca.
Choć może jestem nienormalna, pomimo wszystko obejrzę drugi sezon, bo to i tak o wiele lepsze niż większość serialowych produkcji.
Pani Olu, uważam, że drugi sezon zasługuje na osobną recenzję. Sądzę, że serial zawiera ogromny ładunek emocjonalny i jest bardzo poruszający.
Pani Magdo, też tak uważam i zajmę się przygotowaniem osobnej notki w najbliższej przyszłości:)
„Alison i Cole lgną do siebie”, raczej Alison i Noah, chociaż Alison do Cole’a również :)