Pierwszy kinowy seans tego roku i trafiło na Grę o wszystko. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś znacznie gorszego, a na pewno nudniejszego. Nie wiem dlaczego, ale wprost nienawidzę wszelkiej maści gier, w szczególności gier karcianych, i razi mnie ogromnie pokazywanie ich na ekranie. Na szczęście w debiucie reżyserskim Aarona Sorkina dostajemy tylko niezbędne minimum akcji przy karcianym stole, a znacznie więcej historii, która może i nie jest szczególnie pasjonująca (czy też logiczna), ale za to pasjonująco opowiedziana.
SkomentujTag: Monolith Films
Co za straszne rozczarowanie! Taka ciekawa zapowiedź, a tak nudny i mało znaczący film, o którym można zapomnieć już w drodze z kina do domu. Miała wyjść zgrabna, zabawna, ale i ostra satyra na bogatą i uprzywilejowaną, a przede wszystkim białą Amerykę, tymczasem wyszedł smutny gniot o niezrozumiałej wymowie, zostawiający widzów z poczuciem bezpowrotnie utraconego czasu i utratą sympatii dla Matta Damona i Julianne Moore (a o to się trzeba bardzo postarać, bo to aktorzy sprawiające naprawdę sympatyczne wrażenie). I tak jak nigdy nie lubiłam aktorstwa George’a Clooney’a (co te kobiety w nim widzą?), tak nie polubiłam jego dokonań reżyserskich. Pomoc braci Coen przy scenariuszu też na niewiele się zdała. W najlepszych momentach Suburbicon ledwie przypomina ich najsłabsze dokonania, a poza tym jest znacznie gorzej.
SkomentujNowa komedia sensacyjna Patricka Hughesa to bardzo sprawnie nakręcona parodia filmów, które wszyscy tak kochaliśmy w latach 90-tych, czyli sensacyjniaków typu Gliniarz z Beverly Hills czy Zabójcza broń. Ta produkcja nie ma innych ambicji poza rozerwaniem i rozbawieniem widza, i chociaż nie jest to najlepszy film roku, czy nawet wakacji, to jej się doskonale udaje. Widownia, w tym jeden duży pan siedzący obok mnie w szczególności, wprost ryczała ze śmiechu, a to w końcu najlepszy znak, że się udało. Oprócz rubasznego humoru nie przekraczającego nadto granic dobrego smaku, dostajemy widowiskowe kaskaderskie popisy i mnóstwo scen pościgów, co razem z wybuchowymi dialogami głównych bohaterów, między którymi jest wspaniała chemia, robi z Bodyguarda Zawodowca komediowy hit. Nic dziwnego, że to właśnie ta produkcja króluje w rankingach najpopularniejszych filmów ostatnich miesięcy.
KomentarzZabawa nie była tak przednia jak się spodziewałam, a wszystkie najlepsze fragmenty pokazali w zapowiedziach. Niestety, oprócz kilku scen walki i znakomitej ścieżki dźwiękowej (czyli oryginalnych przebojów z lat 80-tych, za które przecież nie należy się twórcom filmu uznanie) nie ma tu zbyt wiele do podziwiania. Nawet przy założeniu, że idziemy na film czysto rozrywkowy, na szpiegowskie widowisko będące łatwą rozrywką dla oczu i uszu, trudno ustrzec się przed rozczarowaniem i zwyczajną nudą.
2 komentarzeZapewne wielu osobom się narażę, bo widziałam, że oceny są bardzo pozytywne, ale zwyczajnie uważam, że ten film jest strasznie słaby. Rzadko oglądam dreszczowce, więc jak już mi się to zdarza, wolałabym, żeby były naprawdę dobre (słabe nerwy plus wybujała wyobraźnia), czyli by miały wyrazistych bohaterów, wciągającą fabułę no i by straszyły tak, by jeszcze po tygodniu na myśl o nich włosy się na karku jeżyły (pod tym względem koreańskie produkcje wygrywają zdecydowanie). Autopsja nie ma żadnego z tych atrybutów, a do tego jest zwyczajnie nudnym, kiczowatym średniakiem i dziwi mnie bardzo, że w ogóle taki film trafił do kin. Powinien być raczej wyświetlany w sobotę na Polsacie.
KomentarzNa ciężką, niestrawną, czasem dramatyczną atmosferę rodzinnych świąt, po których niektórzy z nas długo dochodzić będą do siebie, idealnym antidotum jest lekka, niezobowiązująca francuska komedia, pełna ciepłego humoru. Właśnie taką komedią jest Dusigrosz z Danym Boonem, który tworzy chyba jakiś molierowski cykl. Aktor był świetnym chorym z urojenia w Przychodzi facet do lekarza, a teraz jest równie znakomitym skąpcem w Dusigroszu. Najważniejsze jednak, że cały czas jest sobą i zabawia widzów specyficzną mimiką posępnego oblicza. Wielbiciele oryginalnego talentu Boona nie będą mieli na tym seansie powodów do narzekań.
3 komentarzeJeśli jest się wielkim fanem książki, to czemu nie, można pójść do kina i obejrzeć adaptację. Miło jest popatrzeć na to jak naprawdę dobrzy aktorzy wczuwają się w swoje mroczne role. Wielu osobom spodoba się także zimna, złowroga atmosfera zalegająca nad każdym kadrem, ale to by było na tyle. Ci, którzy czytali powieść Pauli Hawkins będą marudzić, że książka była znacznie lepsza, że pominięto wiele istotnych szczegółów. A ci, którzy nie czytali, uznają zapewne, że historia jest błaha, opowiedziana chaotycznie i ogólnie niczego nowego do kina raczej ta produkcja nie wnosi. Ja zgadzam się i z pierwszymi, i z drugimi, gdyż sama wyszłam z pokazu przedpremierowego znudzona i rozczarowana.
SkomentujGdy najlepsza aktorka na świecie daje kolejny kostiumowy popis, nie ma wyjścia, trzeba iść do kina. Film chwalą wszyscy, a szczególną uwagę zwraca to, że każdy lubi w nim coś zupełnie innego. Ta zabawna tragikomiczna biografia najgorszej śpiewaczki operowej wszech czasów, zmarłej w 1944 roku Florence Foster Jenkins, pokazuje wielowymiarową postać, bohaterkę, o której do samego końca nie możemy powiedzieć, że ją naprawdę poznaliśmy. Jedno jest pewne, a mianowicie to, że w kategorii przeraźliwych głosów jesteśmy na topie trzy, czyli ja, śpiewem niszcząca szklane przedmioty i zmuszająca wszystkie psy w okolicy do skowytu, madame Edith z ’Allo 'Allo!, której słuchacze musieli zatykać sobie uszy serem by nie zwariować, oraz Florence Foster Jenkins, której wokalne popisy wywoływały salwy śmiechu na widowni.
SkomentujTa komedia to całkiem udane połączenie Druhen i Jak ona to robi? z Sarą Jessiką Parker. Spodziewałam się czegoś bardziej rubasznego, a tu się okazało, że obok żartów z penisa, są też ckliwe momenty, mogące nawet świadomie i uparcie bezdzietne osoby jak ja zachęcić do ponownego rozważenia kwestii rodzicielstwa. No i choć nie rżałam ze śmiechu jak wiele osób wokół mnie na sali kinowej (daję słowo, że jednej pani aż nosem poszło gdy zobaczyła jak mamuśki balują) to jednak parę razy się uśmiechnęła, niemal bez zażenowania. Przewrotnie podoba mi się też wyrachowanie twórców, których widać, że nadrzędnym celem było zarobienie wielkiej kasy, bo to się udało. W Złych mamuśkach nie ma niczego oryginalnego, fabuła jest tak wtórna jak to tylko możliwe i oparta na samych stereotypach, a jednak daje nam coś, co cenimy bardziej niż nowość i oryginalność, czyli poczucie swojskości, gładkiego przechodzenia od sceny do sceny i precyzyjnego odmierzenia porcji emocji. Za to kochamy amerykańskie kino.
Skomentuj