Uwielbiam Illumination za Minionki, ale to Sing jest najlepszym filmem jaki zrobili do tej pory. Ta zwierzęca opowieść przebija wszystko, nawet Sekretne życie zwierzaków domowych czy Zwierzogród. To rozrywka dla całej rodziny, film, na którym nie sposób się nudzić, za to można się uśmiać do łez i potężnie wzruszyć. Naprawdę potrzebowałam tego seansu i nie mogłam czekać do stycznia na polską premierę, dlatego po raz kolejny załadowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do Berlina na pokaz przedpremierowy. Zapewniam, że nie ma lepszego sposobu na rozproszenie mroków i smutków, lepszego antidotum na dżdżysto-błotnistą pogodę i brak światła za oknem, niż seans Sing. Aż się sama dziwię, że tak mi się spodobało, bo przecież nawet nie lubię konkursów talentów, a o tym w końcu jest cała ta opowieść.
Śpiewać każdy może
Fabuła tego filmu jest prosta. Znajdujemy się w świecie podobnym do naszego, tyle że w całości (podobnie jak w Zwierzogrodzie) jest on zaludniony zantropomorfizowanymi zwierzętami. Ssaki, ptaki i mięczaki ułożyły sobie życie w zgodzie, bardzo skutecznie ze sobą współpracując w mieście przypominającym San Francisco. Niejaki Buster Moon (Matthew McConaughey), pocieszny miś koala, ma tu swój teatr rewiowy, który lata świetności ma już niestety za sobą. Buster kocha to miejsce całym sercem, ale i tak tonie w długach, grożących rychłym zamknięciem budynku na cztery spusty. Ostatnią deską ratunku dla tego miejsca ma być wymyślony przez Bustera konkurs piosenki dla amatorów, czyli taki zwierzęcy Idol. Przez przypadek jego geriatryczna sekretarka dodrukowuje kilka zer do liczby przedstawiającej główną nagrodę na ogłoszeniu i na konkurs ustawiają się tłumy zdolnych piosenkarzy, chcących wygrać fortunę. Jest tu żyrafa i ślimak, bizon i jeżozwierz, goryl, słonica, szczur, świnie, a nawet K-popowy zespół uroczych pand (a może to lisy?), wyśpiewujących rytmicznie azjatyckie teksty. Dosłownie prawdziwy cyrk na kółkach, z którego Buster wyłania grupę uczestników, mających wziąć udział w dalszych przesłuchaniach. Powoli konkurs zaczyna cieszyć się w mieście coraz większym zainteresowaniem, uczestniczy przechodzą wewnętrzne i zewnętrzne metamorfozy, ale czy dane będzie im dojść do finału, skoro Buster ma coraz większe kłopoty finansowe i prawdziwych bandziorów na karku?
Odkryj w sobie major piggy power
Najbardziej w tym filmie podoba mi się to, że po pewnym czasie można zupełnie zapomnieć, że patrzy się na wygenerowane komputerowo zwierzaki i wciągnąć się w akcję jak przy prawdziwym ludzkim show. W dodatku bohaterowie są tu pełnowymiarowi, wyraziści, każdy z innym zapleczem i z inną motywacją. Świnka Rosita (Reese Witherspoon) chce udowodnić mężowi i dzieciom (ma 25 małych prosiaków:), że może być kimś więcej niż kucharką i praczką. Jeżozwierzyca Ash (Scarlet Johansson) chce pokazać rockowy pazur i wyleczyć złamane serce. Goryl Johnny (Taron Egerton) próbuje odciąć się od rodzinnych przestępczych skłonności i odnaleźć się w roli wrażliwca o anielskim głosie. Szczur śpiewający jak Sinatra czy słonica walcząca z potworną nieśmiałością także niejeden raz nas zaskoczą. Losy ich wszystkich oraz Bustera, splatają się w fascynującą układankę i zapewniam, że jest to najlepsza rozrywka jaką zapewniało nam kino od lat.
Oprócz wyrazistych postaci, główną atrakcją są tu popisy wokalne. Na co dzień unikam jak mogę wszelkiego rodzaju talent shows, ale ten jeden, animowany i zezwierzęcony, naprawdę mi się spodobał. Wykonanie większości piosenek, jakie tu usłyszycie jest lepsze od oryginałów (nie da się tego powiedzieć chyba tylko o utworze Queen). Nigdy tego nie robię, ale tym razem chyba nawet kupię soundtrack, tak mi się to podobało. W moim subiektywnym odczuciu ta produkcja nie ma żadnych wad, poza oczywiście tą, że fragmenty śpiewane mogły być znacznie dłuższe. Dlaczego filmy z ludźmi w rolach głównych nie mają takiego tempa i nie są tak perfekcyjnie dopracowane?
Moim marzeniem jest teraz obejrzenie spin-offu Singa, ze świnką Rositą i knurkiem Gunterem w rolach głównych. Wszystkie postaci są tu pięknie narysowane, urocze i wzruszające, ale tej parze nikt nie dorówna. Gunter ma niesamowite teksty oraz ogromną wiarę w siebie (a do tego jak na świnkę, bardzo kocie ruchy na parkiecie), które mogą i u was spowodować przypływ ogromnej piggy power. Drugiego takiego showmana nie znajdziecie w królestwie zwierząt. Dzięki Gunterowi nasza zahukana Rosita pięknie zakwita w finale. Uśmiejecie się przy tym do łez.
W ogóle poza wszystkim, Sing to znakomita komedia, emanująca ciepłym i uroczym poczuciem humoru. Poza Gunterem śpiewającym Lady Gagę, najlepiej zapamiętam żabę-egomaniaka oraz scenę, w której Buster i jego owczy przyjaciel myją samochody. Największy smutas i zgredek musi się przy tym uśmiechnąć.
Już nie mogę się doczekać polskiej premiery, żeby zobaczyć Sing jeszcze raz. Polski dubbing zapowiada się równie dobrze co oryginał.
Komentarze