Zazwyczaj, nie licząc rzadkich wpadek, brytyjskie seriale to wspaniałe widowiska, które nie mają sobie równych nawet w amerykańskiej telewizji. Jeśli tak jak ja, lubicie ten specyficzny deszczowy klimat, który buduje poczucie przytulnej intymności, z pewnością spodoba wam się serial Rozstania. Ten trzyczęściowy dramat powinno się oglądać w święta i walentynki, ponieważ moim zdaniem bardzo trafnie pokazuje istotę nie tylko relacji damsko-męskich, ale także rodzinnych. Ostrzegam tylko, że jeśli jesteście zakochani lub szczególnie wrażliwi, ten serial może wam złamać serce.
Piękna czterdziestoletnia
Julie Ranmore (Helen McCrory) jest (w momencie gdy ją poznajemy) zadowoloną z życia czterdziestolatką. Jej życiowym powołaniem jest miłość, ale nie w jakimś kiczowatym, sentymentalnym sensie, tylko dosłownie. Na co dzień bowiem z wielkim oddaniem pracuje w hotelu organizującym śluby i całe swoje serce wkłada Julie w to, by najpiękniejszy dzień w życiu państwa młodych, był perfekcyjnie zorganizowany. Gustowne dekoracje, przemyślane menu personel chodzący jak w zegarku, to jest to, co Julie lubi najbardziej. Ukoronowaniem jej starań jest za każdym razem moment, w którym przysłuchuje się z ukrycia przysiędze małżeńskiej i jest szczęśliwa, że miłość rozsiewa się po świecie. Prawdziwa romantyczka!
Na życie rodzinne także Julie nie może narzekać. Dwójka udanych nastoletnich dzieci i solidny, zacny małżonek, którego zna tak dobrze jak siebie. Czego można chcieć więcej od życia?
Otóż w momencie, gdy Julie spotyka Aarona, okazuje się, że właśnie jego jej brakowało. Aaron (Callum Turner) jest dużo młodszym od niej, świeżo upieczonym absolwentem koledżu, który jeszcze nie odnalazł dla siebie miejsca w świecie. Choć na pierwszy rzut oka ten dość niezgrabny, jeśli przystojny, to raczej w żabi sposób, ciut nierozważny młodzieniec nie ma nic do zaoferowania dojrzałej kobiecie, to jednak wybucha między nimi płomienny romans, bardzo interesujący też wszystkich z ich otoczenia. Zapewniam, że seria ich dramatycznych rozstań i powrotów uniesie was na najwyższe emocjonalne rejestry.
Miłość jakich wiele
Płomienne uczucie do drugiego człowieka, zwłaszcza jeśli jesteśmy w sytuacji gdy podobnych uniesień nie zaznaliśmy już od bardzo dawna, to coś w bardzo niewielkim stopniu dające się kontrolować. Z zapartym tchem i drżącym sercem śledziłam perypetie Julie i Aarona, u których miłość uśpiła wszelki rozsądek i przez chwilę oślepiła na to, co sądzą inni. To bardzo piękne, zwłaszcza, że zakochaną kobietę gra mająca niesamowitą klasę i rasową urodę Helen McCrory, ale nie dajcie się zwieść. Ten miniserial to tak naprawdę satyra społeczna, choć zaczyna się jak dobra komedia romantyczna. Romans Julie jest tylko pretekstem, lustrem w którym odbijają się szkaradne oblicza członków jej rodziny i współpracowników. Nagle każdy czuje, że ma moralne prawo do oceniania zakochanej czterdziestolatki, co mnie osobiście zbulwersowało i sfrustrowało niemożebnie. Najbardziej wkurzający jest w tej sytuacji mąż (Sean Gallagher), który najpierw traci pracę przez napastowanie młodej dziewczyny, a potem szantażuje Julie, że jeśli od niego odejdzie, jej dzieci nie będą miały pieniędzy na życie. Ten to ma tupet! Oczywiście dzieciaki, szef Julie, a także rodzice Aarona również mają swoje zdanie na tema tego związku, a jakie, to już można się domyśleć, ponieważ jestem pewna, że sami nie raz słyszeliście podobne sądy wypowiadane w waszym otoczeniu. Patrzenie na to jak przez hipokryzję i zawiść sypie się piękny związek przyprawiało mnie o białą gorączkę. Oburzałam się prawdopodobnie dlatego, że ciągle myślałam o tych wszystkich podstarzałych konserwatywnych kurach domowych, przyznających przed ekranem rację mężowi i dzieciom, oraz o tym, że w odwrotnej sytuacji, gdy to starszy mężczyzna zakochuje się w młodszej kobiecie, komentarze nie są nawet w połowie tak podłe. Jakoś oglądając Rozstania, nie umiałam zupełnie oddzielić rzeczywistości od fikcji, tak mnie ten serial wciągnął.
Wspaniała aktorka i piękna kobieta!
Helen McCrory, główna gwiazda tego dramatu, ma w sobie tyle intrygującego uroku, że nawet przy świeżutkim młodym ukochanym (przypominającym świeżo wyklutego pisklaka) nie traci nic na kobiecym wdzięku. To jest jedna z tych kobiet, którą chciałabym być jak dorosnę. Dzięki jej wdziękowi i taktowi, zakochana czterdziestolatka nie jest w naszych oczach jakąś śmieszną i żałosną desperatką, ale wrażliwą kobietą z klasą. Lubię tę aktorkę od pierwszego odcinka Peaky Blinders, gdzie gra wspaniałą ciotkę Polly, której ludzie boją się bardziej niż głównego bohatera. Cieszę się, że to właśnie ona wcieliła się w Rozstaniach w postać pokazującą widzom, że można być piękną i kobiecą po czterdziestce, nie ukrywając przy tym swojego wieku.
Bardzo podoba mi się także to, że twórcy zadbali o pokazanie tego, jak w pewnych sferach kochankowie są do siebie podobni, a w innych mogą się od siebie uczyć. Co prawda Julie ma przewagę wieku i doświadczenia, ale to jednak Aaron skończył studia, czym bardzo jej imponuje. Niesamowite jest także to ukazanie inteligentnej, wrażliwej kobiety w pułapce swojego statusu społecznego i materialnego. Helen McCrory znakomicie oddała wszelkie subtelności związane z tą rolą.
A na koniec, wyobraźmy sobie jeszcze (tradycyjnie już) jakby to było w polskiej wersji Rozstań. Nie wiem jak wy, ale ja już oczami wyobraźni widzę otyłą, nabotoksowaną, utapirowaną babę z kiepskim makijażem i w niegustownych garsonkach (kolor lila róż) zalecającą się dość wulgarnie do chichoczącego pryszczatego chłopaka, koniecznie świeżo po politechnice i w hipsterskich rurkach. Komentarze męża, dzieci i koleżanek te same, a jednak efekt bardzo różny. Oczywiście nie twierdzę, że nie ma u nas ładnych dojrzałych kobiet, czy dobrych aktorek w tym wieku, ale jakoś taka stereotypowa, ziemniaczano-polska wersja polsatowska, z której typowy Janusz przed telewizorem może się rubasznie śmiać, wyświetla mi się w głowie w pierwszej kolejności. W końcu wiemy wszyscy na co stać polską telewizję, której hitem jeszcze niedawno był program Rolnik szuka żony.
Czy istnieje możliwość obejrzenia tego serialu w internecie?
Ciężko mi powiedzieć, bo oglądałam go z innego źródła, ale z pewnością jak dobrze poszukasz, to znajdziesz.