Pomiń zawartość →

In The Flesh

Powstawanie kolejnych seriali o wampirach, wilkołakach i zombi udowadnia, że pochód popularności paranormalnych bohaterów jeszcze się nie skończył. Brytyjska produkcja In The Flesh jest kolejną próba wyciśnięcia z tematyki nekroinności jakichkolwiek pokładów oryginalności. Tym razem zamiast opowieści o samotnym ludzkim bohaterze (lub bohaterce) walczącym w obcisłym wdzianku z gromadą potworów zagrażających całemu światu, otrzymujemy historię z drugiej strony barykady. Główną postacią w nowym serialu jest bowiem nastoletni Kieren (a raczej nastoletni trup Kierena), który wcale nie jest chodzącym trupem czy jednym z setek zombi wyjadających do niedawna mózgi sąsiadom. Nic z tych rzeczy! Chłopak (truchło) jest po prostu pacjentem chorym na syndrom niepełnej śmierci i poddawanym standardowemu leczeniu (ciekawe czy NFZ refunduje), które polega nie tylko na zastrzykach do kręgosłupa, ale i na psychoterapii. Pełen pakiet ubezpieczeniowy.

Zdaje się, że obserwując perypetie Kierena, próbującego po rehabilitacji i kursie makijażu powrócić na łono rodziny i społeczeństwa, widz powinien poczuć do niego współczucie. Podejrzewam, że mój mózg powinny nawiedzać także głębokie myśli na temat tego, że właściwie każda inność skazuje nas na prześladowanie i wykluczenie, a bycie nie do końca nieżywym to takie samo piętno jak bycie gejem czy murzynem. Niestety nic z tego.

In The Flesh, poza oczywiście popisami speców od charakteryzacji, nie robi na mnie oczekiwanego wrażenia, być może dlatego, że za dobrze pamiętam jeszcze ostatnie serie True Blood, czyli serialu w którym bycie paranormalnym w bardziej udany sposób prezentowało alegorię do bycia wykluczonym w ogóle.

Brytyjska produkcja jest wtórna także pod innymi względami. W ogóle wtórność powinna być jej tytułem. Wszystko co tu jest, widzieliśmy już setki razy w innych serialach i filmach. Efekt powtarzalności jest tak silny, ze całość sprawia wrażenie parodii paranormalnych produkcji, a nie kolejnej z nich i to na serio. Może obejrzałam tych cudaków za mało, ale naprawdę nie rozumiem na co widzom kolejne obrazy w stylu Walking Dead czy sagi Zmierzch, skoro nawet te pierwsze były boleśnie nieudane. Szczególnie przeszkadza mi, że serialowy Kieren tak bardzo swoja bladą, niewinna twarzyczką przypomina Edwarda z wampirzej serii, ale podejrzewam, ze gdybym była trzynastoletnią dziewczynką to mniej by mi to przeszkadzało.

Wszystkim szykującym się do obejrzenia tej miniserii szczerze to odradzam i proponuje w zamian cierpliwe czekanie na kolejne odcinki True Blood.

Opublikowano w Seriale

Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *