Pomiń zawartość →

David Lagercrantz, Millennium: Co nas nie zabije

Choć poprzednie trzy części sagi pochłonęłam w tydzień, absolutnie nie należę do jej wielkich wielbicielek (zwyczajnie nie było co robić). Osobiście uważam, że zachwycać się nią mogą tylko ludzie wyjątkowo odporni na jej suchy bezosobowy styl, brak jakichkolwiek walorów artystycznych i naiwnie naszkicowane postaci. Pod żadnym względem nie jest to wysoka literatura, raczej łatwa i przyjemna rozrywka (zwłaszcza dla tych, którzy lubią się pochwalić, że przeczytali raz do roku grubą książkę i ich nie zabolało), która ma pewne walory dziennikarskie. Jest to owszem, pewna diagnoza społeczna, mówi nam coś Millennium o współczesnym świecie, ale znów aż tak ważną pozycją jakby chcieli wydawcy nie jest. Warto się jednak zapoznać z Co nas nie zabije, gdyż jest to zdecydowanie popkulturowy fenomen, w dodatku rozdmuchany do niesamowitych rozmiarów przy promocji filmu. Swoją drogą, ciekawe co się stało z pracą nad kolejnymi adaptacjami?

Pomieszanie z poplątaniem

Akcja czwartej części sagi, a właściwie apokryfu trylogii, którego wszak Larsson nie jest autorem, rozpoczyna się w momencie, gdy szum wokół poprzedniej afery naświetlonej przez Blomkvista lekko już ucichł, a jego ukochana gazeta znów ma poważne problemy. W erze zaniżających jakość mediów cyfrowych, porządna papierowa gazeta na wysokim poziomie nie ma siły przebicia i musi wręcz walczyć o przetrwanie, między innymi wchodząc w konszachty z różnymi śliskimi typami z bogatych korporacji. Wstęp nakreślający wydawnicze dylematy naszego ulubionego dziennikarza śledczego nie trwa za długo, gdyż na horyzoncie wybucha kolejna bomba. Oto światowej sławy profesor pracujący nad sztuczną inteligencją powraca do Szwecji by zająć się swym autystycznym synem. Niestety, nim zdąży na dobre się zadomowić, ginie w tajemniczych okolicznościach. Na szczęście przed śmiercią zdążył wykonać nocny telefon do Blomkvista, który jednak na miejsce akcji przybył za późno. Wystarcza to do tego by, niczym najlepszy pies gończy, podjął trop i zaczął węszyć za międzynarodowym spiskiem i wielką aferą na najwyższych szczeblach władzy i finansjery.

Nim się czytelnik zdąży zorientować, spada na niego prawdziwy deszcz nowych wątków, a każdy z nich bardziej sensacyjny niż poprzedni. Okazuje się, że Blomkvist musi rozwikłać sieć, na którą składają się m.in. rosyjscy gangsterzy, szwedzcy i amerykańscy hakerzy, podstarzali aktorzy-sadyści, śledztwa służb specjalnych wielu krajów, nieudolnie prowadzone placówki zdrowotne, równie nieudolna opieka socjalna i całe życie rodzinne Lisbeth Salander. Żadna telenowela, żaden film akcji nie zniesie konkurencji z Co nas nie zabije (jeśli lub gdy to nakręcą) szczególnie w momencie, gdy pojawia się zła siostra bliźniaczka. Jeśli jeszcze wam mało, to dodam tylko, że wszystko to jest zanurzone w kiczowatym marvelowskim sosie, w którym walczą ze sobą siły dobra i zła.

To mnie nie zabiło, ale i nie wzmocniło

Są w tym tomiszczu aspekty, które mi przypadły do gustu, jednak zdecydowanie więcej jest takich, które dyskwalifikują tę powieść jako dobrą literaturę. Nie rozumiem na przykład dyskusji czytelników nad różnicami w stylu Larssona i Lagercrantza, bo przecież obaj piszą w ten sam suchy, bezpłciowy, mało wyrazisty sposób. Poszczególne rozdziały to czysta sprawozdawczość, przypominają służbowe raporty a nie literackie kawałki większej układanki. Oczywiście zawsze jest argument, że autor był przede wszystkim dziennikarzem, ale w takim razie mógł napisać większy reportaż lub cały cykl i tak to wydać.

Kolejną sprawą jest konstrukcja postaci. Nie wiem jak inni, ale ja się zwyczajnie gubiłam w galerii tych super inteligentnych znakomitości. No absolutnie każdy jest tu lub był młodzieńczym talentem, samych mamy geniuszy w Millennium. Genialni informatycy to najliczniej reprezentowana tu grupa, ale są też wybitni agenci służb specjalnych, niedoścignione tuzy dziennikarstwa i oczywiście nie obyłoby się także bez małego sawanta. Wiadomo, takie postaci sprzedają się najlepiej, a w kolejnej części sagi chodzi już chyba tylko o kasę, ale bez przesady. Nawet najgorsi przestępcy nie są tu zwyczajnie źli. Nie, oni są geniuszami zła! Normalnie co rozdział IQ bohaterów szybuje wyżej w przestworza, a ich ego rozrasta się do monstrualnych rozmiarów. W pewnym momencie to już nie przypomina powieści inspirowanej postacią Edwarda Snowdena (jest tu nawet Ed the Ned) ani obecną sytuacją Szwecji, a raczej jakąś rozszerzoną listę najbardziej wpływowych postaci współczesności z Forbesa. Nic dziwnego, że w tym natłoku znakomitości nie starczyło miejsca i czasu na nakreślenie prawdziwych pełnokrwistych postaci czy w miarę logicznej akcji.

W moim osobistym odczuciu tylko Lisbeth i reprezentowana przez nią ,,kwestia kobieca” ratują to czytadło. Wydawcom i krytykom może się wydawać, że Millennium było i jest tak często czytane ze względów światopoglądowych, ale mnie się wydaje, że czytelniczki (gdyż jest ich znacznie więcej niż czytelników) polubiły po prostu małą wkurzoną dziewczynę z tatuażem. To też tani chwyt, ale skuteczny. Dobrze jest się przecież choć na chwilę zidentyfikować z postacią skrzywdzonej dziewczyny, która rządzi na typowo męskim polu informatyki. Niestety jej postać także wydaje się coraz bardziej przerysowana i stereotypowa. Zupełnie nie rozumiem na przykład tego, dlaczego hakerka od razu musi się znać na fizyce, matematyce i wszelkich innych pokrewnych naukach ścisłych. To już lekka przesada. Podoba mi się za to to, że Lisbeth jako jedyna jest postacią, do której intymnego świata zaglądamy. Momenty, w których pozornie nic się nie dzieje, dziewczyna pracuje w domu, śpi, je i chodzi na treningi, to moim zdaniem najlepsze fragmenty tej pisaniny, której największym atutem jest zdolność do zarabiania wielkiej kasy.

Obawiam się, że na czterech częściach się nie skończy, bo wszak nie całe zło ze świata zostało wyplenione, a niezmordowana Salander nie spocznie przecież, nim wszelkie Zala pomioty szatańskie nie zepchnie z powrotem do piekielnych czeluści.

Opublikowano w Książki

Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *