Pomiń zawartość →

Miesiąc: grudzień 2015

Nowy sklep Biblioteki Akustycznej

Dziś zamiast recenzji jest informacja promocyjna ;). Bardzo serdecznie zapraszam Was wszystkich do Nowego Sklepu Biblioteki Akustycznej. Od 7 do 20 wszystkie audiobooki 30% taniej + dodatkowe rabaty dla nowych klientów. Znajdziecie tam cały przekrój książek, które z pewnością spodobają się Wam lub Waszym bliskim pod choinką.

Skomentuj

Henning Mankell, Grząskie piaski

Grząskie piaski to wyobrażenie śmierci z dzieciństwa szwedzkiego pisarza. Jako mały chłopiec sądził, że tak jak w filmach o dżungli, ten twór przyrody jest obdarzony morderczym instynktem, który każe im wciągać człowieka coraz głębiej. Oczywiście im bardziej się delikwent szamocze, tym szybciej następuje tragiczne zapadanie się w piach. Grząskie piaski to także stan, w którym znalazł się Mankell po usłyszeniu na początku 2014 roku swej diagnozy. Niepozorny ból w karku okazał się symptomem raka, który na dobre rozprzestrzeniał się już w ciele. Niepewny swej przyszłości, niepogodzony ze sobą i światem, pisarz popadł w stan dziwnego odrętwienia i stąd opowieść o jego (wtedy o tym jeszcze nie wiedział) ostatnich miesiącach, ma taki właśnie tytuł. Na szczęście choroba nie zdołała go na dobre wciągnąć w odmęty rozpaczy. Manning otrząsnął się i napisał książkę-testament, dzieło, dzięki któremu mam nadzieję, będzie zapamiętany lepiej niż dzięki swym kryminałom.

Skomentuj

Joanna Sokolińska, Trzewiczki Matki Boskiej

Już na podstawie informacji hojnie rozmieszczonych na okładce, można się domyślać, że bohaterka pierwszej powieści Joanny Sokolińskiej będzie do niej bliźniaczo podobna. Osobiście bardzo mnie to ucieszyło, gdyż od dawna darzę dużą sympatią felietonistkę Wysokich Obcasów. Na kartach tego komicznego kryminału można odnaleźć wszystkie składniki jej specyficznego stylu, w którym przeważa oczywiście ogromne poczucie humoru i ironia. Tematyka bardzo wysokoobcasowa, czyli zmagania z życiem młodych Polaków, macierzyństwo, bezrobocie, hipsterstwo i duma z bycia warszawiakiem. Gdyby podano nam to na poważnie, byłoby zapewne nie do zniesienia w takiej ilości i połączeniu, ale na szczęście poczucie humoru Joanny Sokolińskiej sprawia, że cała fabuła jest bezpiecznie opatulona w grubą warstwę dystansu. No i jest coś, co osobiście lubię najbardziej, czyli szczypta demonicznej niesamowitości (tutaj w postaci trzech, niczym z Makbeta wyjętych, choć polskich, czarownic).

Komentarz

Idealny prezent dla kociarzy – Małgorzata Biegańska-Hendryk, Co jest, kocie?

Grudzień to taki czas w roku, w którym na wszystko patrzę jak na potencjalny prezent dla bliskich. Pomysły na użyteczne, niedrogie i niebanalne prezenty są u mnie na wagę złota, dlatego na przykład teraz po każdą książkę sięgam z myślą ,,Kto mógłby się z niej ucieszyć?”. Już wiem, że Co jest, kocie? będzie moim tegorocznym hitem podarunkowym. Z początku zastanawiałam się, komu może się przydać ten kompleksowy podręcznik obsługi kota i jego opiekuna, ale potem sobie przypomniałam, że przecież obecnie praktycznie każdy jest kociarzem. Jeśli nie wierzycie, to chyba nie macie Facebooka :)

2 komentarze

Czerwony pająk

To zdecydowanie nie jest film dla wszystkich. Podczas seansu widać było, że co niektórzy widzowie z twórczością Marcina Koszałki stykają się pierwszy raz. Były komentarze, kilka osób wyszło, ale to dobrze, bo cóż to byłaby za sztuka, która by się wszystkim podobała? Nie jest to na szczęście film, jaki obiecuje się nam w zapowiedziach, z których można wywnioskować, że otrzymamy dynamicznie zmontowany kryminał o tym, jak młody chłopak pomaga policji w schwytaniu ,,wampira z Krakowa” (tak przynajmniej ja to zrozumiałam). Nic z tego, nic tu nie jest dynamiczne, ani tym bardziej typowo kryminalne. Kto zabił, wiadomo na samym początku, a ogromne pokłady napięcia i największy mrok ukryte są w zupełnie innym miejscu. Osobiście uważam, że, choć film wymaga od widza wiele uwagi, cierpliwości i dobrego słuchu (jak zwykle w polskim kinie brzmienie dialogów pozostawia wiele do życzenia) to jednak udał się Koszałce wspaniale. Twórca Takiego pięknego syna urodziłam wnosi zupełnie nową jakość do dobrze znanej historii seryjnego zabójcy z lat 60.

2 komentarze

Marcin Wicha, Jak przestałem kochać design

Zwykle unikam książek poruszających temat szeroko pojętej polskiej brzydoty. Nie czytam złorzeczeń Szczerka ani Springera o wszechobecnej pastelozie i bilbordozie. Zwyczajnie wychodzę z założenia, że nikt mi nie musi mówić, że jest źle, bo mam oczy i sama widzę. W końcu mieszkam na szczecińskim Niebuszewie, czyli w miejscu, gdzie kolorowe bloczyska wyrastają spomiędzy stuletnich kamienic, chodniki to istny tor przeszkód, a rodowici mieszkańcy, jeśli w ogóle ubierają się w designerskie ubrania, to są to zazwyczaj fikuśne dresiki wyszperane w lumpeksie, koniecznie w zestawie z butami czarodziejami. Tutaj zamysł estetyczny sprowadza się do odnowienia elewacji kolejnego sklepu z alkoholem lub ustawienia na środku skrzyżowania kolorowych kubłów na śmieci. Co mi tam zatem taki wielkomiejski Wicha, wychowany przez architekta-estetę, będzie mówił, że designu nie kocha? Mimo silnej niechęci, tę książkę jednak przeczytałam, gdyż jej treść była tematem ostatniego spotkania naszego lokalnego Dyskusyjnego Klubu Książki. Muszę przyznać, że było warto, choć lektura lekka i zapewne zaraz z głowy wywietrzeje.

Komentarz

Mój minimalistyczny książkowy niezbędnik

Jestem minimalistką bardziej niż kimkolwiek innym, a wszystko zawdzięczam prawdopodobnie tym właśnie książkom. Kiepska ze mnie polonistka, słaba copywriterka, że o funkcji opiekunki zwierząt nie wspomnę (koty mają wiele zastrzeżeń), ale minimalistką staram się być perfekcyjną. To nie tylko styl życia, czy wystroju wnętrz, nie chodzi już nawet o oszczędności, a tym bardziej o komponowanie ubrań w stonowanej kolorystyce. Minimalizm w moim przypadku to prawdziwa mania, przejawiająca się na przykład w ciągłej (lecz przemyślanej) redukcji mebli i sprzętów kuchennych, w rzucaniu ciepłej posadki i przeprowadzce do innego miasta w celu redukcji wydatków i dojazdów, a nawet w obcinaniu włosów do minimum (mniej szamponu i czasu na pielęgnację). Jeśli interesuje was tematyka mego autorskiego radykalnego minimalizmu, dajcie znać w komentarzach, a teraz już przechodzę do bezpośrednich źródeł inspiracji, które mogą stać się początkiem waszej drogi do minimalizmu, a przynajmniej do bycia świadomym konsumentem.

2 komentarze

Makbet

Jeśli jeszcze się zastanawiacie czy iść do kina na Makbeta, to przypominam, że przecież lepiej iść na Szekspira niż na cokolwiek innego. Nie żebym się znała, ale na seanse do Multikina, czyli szekspirowskie transmisje z Londynu, chadzam dość regularnie i muszę przyznać, że jednak film był dla mnie łatwiejszym dziełem do przyjęcia. Jakoś nie rozumiem zupełnie tego psioczenia i wybrzydzania nad najnowszym obrazem Justina Kurzela, że za mało/za dużo teatralności, a że muzyka nie taka, że slow motion za dużo. Zanim dotarłam do kina już zdążyłam się dowiedzieć, że miało być jak w 300 czy w Grze o tron, że drętwe monologi nie pasują do kinowego ekranu. A to przecież bardzo dobry film! Co więcej, dzięki temu, że adaptacja Szekspira jest taka dynamiczna i hipnotyczna, ma szansę trafić do młodszej widowni, która do teatru raczej by się nie wybrała.

Komentarz

Wyłoniono zwycięzców konkursu Guinnessa „Odkrywaj to co niezwykłe”

W środowy wieczór w warszawskim kinie Atlantic marka Guinness ogłosiła zwycięzców konkursu „Odkrywaj to, co niezwykłe”. Laureaci – autorzy filmików, które zdaniem jury najlepiej zaprezentowały niezwykłość w odniesieniu do wartości reprezentowanych przez markę Guinness – pasja, perfekcja, wyobraźnia, otrzymali z rąk organizatorów wyróżnienia i nagrody pieniężne.

Skomentuj

Eksperymentator

Choć kultowy już (mam wrażenie, że w Polsce szczególnie) Zimbardo zdaje się przyćmiewać sławą i wiedzą resztę współczesnych psychologów, kino upomina się także o inne postaci świata nauki o ludzkim zachowaniu i o inne problemy niż to, co wyprawiali w piwnicach stanfordzcy studenci. Osobiście uwielbiam takie filmy jak Eksperymentator i chociaż już nie studiuję psychologii (jak połowa Polaków poniżej trzydziestki też miałam taki epizod), to jednak chętnie się o niej uczę z książek i filmów. Chyba jestem jednym z tych typów, którzy wolą szkołę życia i mniej sformalizowaną edukację. Kino i literatura nauczyły mnie wszystkiego, co wiem na przykład o związkach, sztuce, zwierzętach czy prowadzeniu domu, więc myślę, że spokojnie w kwestii psychologii mogę się zdać na filmy. Przyjemniejsze to niż suche podręczniki i ciekawsze. Ostatnio było o zaburzonej bohaterce Welcome to Me, wkrótce napisze o zaburzeniach psychicznych bohatera Love&Mercy, a dziś Eksperymentator.

Skomentuj