Pomiń zawartość →

Kategoria: Filmy

The Girl with All the Gifts

Nie jestem fanką filmów o zombie, ale gdyby wszystkie historie o nieumarłych były opowiadane w ten sposób, zmieniłabym zdanie. Tutaj temat potraktowano w dość oryginalny sposób, na każdym kroku ogrywając postapokaliptyczne schematy, które tak dobrze znamy. Niby wieje nudą i jest kameralnie aż do klaustrofobii, a jednak ta fabuła wciąga i na długo pozostaje w pamięci. Jak dla mnie to świetna alternatywa dla wszelkiego rodzaju dystopii i chodzących umarłych. Oczywiście największą zachętą do obejrzenia była dla mnie świetna obsada. Film, w którym zobaczymy Gemmę Arterton obok Glenn Close nie może być słaby.

Skomentuj

Brimstone

Dzisiaj coś z działu filmów dziwnych, niepokojących, intrygujących. Brimstone jest obrazem, który może wzbudzać zachwyt, ale i obrzydzenie czy znużenie. Jeśli razi was epatowanie z ekranu okrucieństwem wobec kobiet, dzieci, zwierząt i osób starszych, a także jeśli nie lubicie klimatów Dzikiego Zachodu i nie zachwycacie się grozą westernu Bone Tomahawk, to nie jest raczej film dla was. No ale jeśli jesteście nieco pokręceni i wszystko co powyżej brzmi dla was podejrzanie zachęcająco, to polecam serdecznie.

Skomentuj

Personal Shopper

Niestety, to będzie kolejny tekst z cyklu „obejrzałam, żebyście wy nie musieli”. Nawet najwięksi fani talentu aktorskiego Kristen Stewart mają z tym obrazem problem i wcale się im nie dziwię. Aktorstwo Stewart wyjątkowo męczące, scenariusz jakby ktoś go sklecił z trzech innych, zupełnie różnych filmów, a do tego efekty specjalne rodem z Ghostbusters. Wszystko jednak przebija akcja sms-owa, trwająca tak długo, że naprawdę pożałujecie tych bezpowrotnie utraconych chwil. Jednym słowem, dziwi mnie, że taki film w ogóle trafił do kin, a nie dziwi to, że został w Cannes wybuczany. Gdy zobaczyłam samoistnie rozsuwające się drzwi, też miałam ochotę buczeć.

Skomentuj

Piękna i Bestia

Doczekaliśmy się! Już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz aż tak się emocjonowałam wyjściem do kina. A zaraz, pamiętam. Było to jakieś dwadzieścia lat temu, kiedy w podstawówce wyszliśmy z całą klasą i panią wychowawczynią na seans animowanej Pięknej i Bestii do kina. Cóż to były za emocje! Od razu zakochałam się w tym magicznym świecie podzielonym na przytulne prowincjonalne miasteczko i zimowy las z zamkiem Bestii w środku. Dzięki tegorocznej produkcji wróciły wszystkie te wspomnienia, co oznacza, że zarówno Bill Condon, jak i specjaliści od efektów specjalnych, charakteryzacji i kostiumów, a przede wszystkim osoby odpowiedzialne za ścieżkę dźwiękową, naprawdę wykonali kawał porządnej roboty. Wzbraniałabym się tylko przed stwierdzeniem, że jest to film dla dzieci. Powiedzmy sobie szczerze, że największą kasę zarobi się w tym przypadku na nostalgii trzydziestolatków, którzy w pierwszej kolejności pomaszerują do kin, zabierając ze sobą może dla niepoznaki jakieś maluchy. Na wczorajszym seansie nie było zresztą na sali ani jednego dziecka, za to cała armia ludzi w moim mniej więcej wieku, którzy mimo niesprzyjającej pogody i późnej pory, zdecydowali się na jedyny tego dnia pokaz bez polskiego dubbingu. Oczywiście, tylko taką wersję polecam (bo kto z własnej woli pozbawi się przyjemności słuchania miękkiego głosy Emmy Thompson?).

4 komentarze

T2: Trainspotting

Pierwsza część tej opowieści nigdy nie była dla mnie czymś istotnym. Nie miałam więzi pokoleniowej z chłopakami z Edynburga z tego prostego powodu, że do piątku ledwo zdawałam sobie sprawę z istnienia takiego filmu jak Trainspotting i gdyby nie młodszy brat, pewno by tak zostało. Jednak przysiadłam, obejrzałam pierwszą, a potem drugą część, tylko po to by stwierdzić, że choć historia mnie urzekła, nadal nie mam z paczką Rentona nic wspólnego. Gdybym jednak miała jakiekolwiek doświadczenia z mocnymi używkami, z pewnością ci panowie byliby dla mnie jak najlepsi przyjaciele z ekranu. Z pewnym zdumieniem stwierdziłam, że choć narkotyki są głównym tematem filmu (wciąganie, łykanie, wstrzykiwanie, odwyki i nieudane życie narkomanów) to jednak nie są jedynym, co może zaciekawić widzów. Piękna, choć dziwna przyjaźń, nostalgia za lepszymi czasami i wreszcie nadgniły Edynburg, z powodzeniem wynagrodziły mi brak pokoleniowej łączności z Rentonem, Spudem, Simonem i Beagbiem.

4 komentarze

Maria Skłodowska-Curie

W tym roku obchodzimy sto pięćdziesiątą rocznicę urodzin Marii Skłodowskiej-Curie, a poświęcony jej film wyreżyserowany przez Marie Noelle to idealny sposób na uczczenie pamięci dwukrotnej zdobywczyni Nagrody Nobla. Mało jest kobiet zarówno tak zasłużonych dla swojego kraju, jak również dla światowej nauki i z pewnością, i właśnie dlatego warto wybrać się do kina, zwłaszcza, że z ekranu spogląda na nas nie tylko sroga i wymagająca pani naukowiec, ale też i kochająca żona oraz matka. Jej burzliwe życie uczuciowe było przecież równie pasjonując co jej kariera zawodowa. Seans z Marią Skłodowską-Curie to także znakomity sposób na uczczenie przypadającego w tym tygodniu Dnia Kobiet. Nasza bohaterka uchodzić może za wzór kobiety niezależnej, wykształconej, samodzielnej, której przy wszystkich naukowych zasługach nie zbywało na uroku osobistym i zmysłowości oraz na miłości do członków najbliższej rodziny. Normalnie kobieta spełniona. Czuję się jej postacią na nowo zainspirowana.

3 komentarze

Lekarstwo na życie

Każdy, kto miał szczęście przeczytać Czarodziejską górę Tomasza Manna, wie zapewne, że mało jest dzieł dających się z tym porównać. Ta powieść to szczyt szczytów, niedościgły ideał pisarstwa, dzieło wyjątkowej urody i źródło inspiracji dla innych twórców, mogących jednak tylko próbować osiągnąć choćby cześć tego co Mann. Nie będzie dla nikogo niespodzianką, że Czarodziejską górę wprost uwielbiam, a każde nawiązanie do niej we współczesnej kulturze uważam za rzecz ważną i godną odnotowania, dlatego też wybrałam się niedawno na seans Lekarstwa na życie. Recenzje ten horror miał różne, w większości jednak negatywne, ale i tak byłam filmem zachwycona. Wizualnie to pierwsza klasa, a fabularnie, jedno wielkie odwołanie do klasyków horroru (z tym, że tego mniej strasznego).

Komentarz

Pokot

Ten dziwny, mroczny, smutny film jest iskierką nadziei pozwalającą myśleć, że są na tym świecie jeszcze ludzie, którym mania mięsożerstwa nie odebrała do reszty rozumu. Należy się cieszyć przede wszystkim z tego, że za adaptację powieści Olgi Tokarczuk zabrała się światowej sławy reżyserka, bo gdyby inne nazwisko niż Holland firmowało ten obraz, zapewne nie trafiłby on do polskich ani zagranicznych kin. Nie jest to może dzieło wybitne pod względem estetyczny, wielu, nawet najbardziej przychylnych widzów dopatrzy się tu licznych niedociągnięć, jednak przesłanie całości jest tak silne, tak potrzebne w obecnych czasach, że film koniecznie trzeba zobaczyć. Oczywiście zalecam poprzedzić seans lekturą powieści Prowadź swój pług przez kości umarłych.

2 komentarze

Ukryte działania

Taki to sympatyczny film, którego główną misją zdaje się być podobanie się jak największej liczbie widzów, a dopiero potem zwrócenie uwagi na segregację płciową i rasową w USA. Jest tak ładnie, pokrzepiająco i wesoło, że wręcz można zapomnieć o tym, że oglądamy na ekranie dramaty prawdziwych ludzi, istniejących przecież naprawdę, zasłużonych dla światowej nauki i z pewnością godnych lepszego hołdu niż ta mdła opowiastka o trzech wesołych Afroamerykankach, zdobywających podbojem NASA i to na wysokich szpilkach i z perfekcyjnymi fryzurami.

Skomentuj

Moonlight

Bardzo bym chciała dobrze napisać o tym filmie, tak, żeby dołączyć do chóru zachwyconych widzów i krytyków, spodziewających się zalewu oskarowych statuetek. Zapewne bardziej by się to Wam podobało, byłoby więcej wejść i miłych komentarzy, ale niestety, nie da rady. Na filmie Moonlight wynudziłam się potwornie, a w chwilach, kiedy się nie nudziłam, byłam przerażona, bo praktycznie każda scena nakręcona jest tak, by móc się spodziewać rychłej śmierci głównego bohatera. Tam gdzie inni widzą poezję i piękno, ja widziałam tylko, że wieje grozą, a ogromna nuda była chyba wynikiem obrony mojej wyobraźni przed niemiłosiernym wydłużaniem się tej niemej grozy. Niestety, bardzo mi przykro, ale obraz wyreżyserowany przez Barry’ego Jenkinsa trafi do mojej osobistej kategorii o nazwie ,,Pretensjonalne filmy, w których bohater mało mówi, więc jest ambitnie”. A niech będzie, że się nie znam, co mi tam.

Komentarz