Długie, przesłodzone i lekko dziwaczne amerykańskie seriale mają to do siebie, ze szalenie uzależniają, nawet jeśli nie są na najwyższym poziomie. Tak właśnie było ze mną i z Gilmore Girls, które teraz wracają w kolejnym wcieleniu stworzonym przez Amy Sherman-Palladino.
Zapewne większość polskich widzów pamięta dłużące się perypetie dwóch Lorelai Gilmore, czyli nieszczególnie urodziwych, ale bardzo sympatycznych matki i córki, których głównym zajęciem było spacerowanie po swoim małym miasteczku, przeżywanie różnych klimatycznych uroczystości i mówienie bez sensu w bardzo szybkim tempie. Otóż w Tancerkach jest bardzo podobnie i (o dziwo!) bardzo mi się to podoba.
Tancerki to właściwie takie połączenie Kochanych kłopotów z Czarnym łabędziem. Fabuła opiera się na perypetiach trzydziestosześcioletniej tancerki rewiowej Michelle (Sutton Foster), która pod wpływem depresji, załamania kariery i dużych ilości alkoholu, wychodzi za pierwszego lepszego mężczyznę i budzi się następnego dnia w jego rodzinnym miasteczku. Mąż niestety szybko umiera, a jej (jako że nie ma za bardzo do czego wracać) pozostaje tylko ułożyć sobie życie w lekko zapyziałym nadmorskim Paradise.
Niezdarna i impulsywna Michelle jest połączeniem postaci z Gilmorsów, a motyw łabędziowy zostaje wprowadzony za sprawą prowadzonej właściwie na jej podwórku baletowej szkoły tańca. Oczywiście nasza bohaterka szybko wciągnie się w prowadzenie zajęć z małymi, różowymi baletniczkami, co uleczy jej znękaną duszę. Potem jest już słodko, kawowo i bardzo muzycznie.
Okazuje się, że wiele lat po skończeniu poprzedniego serialu Amy Sherman nadal potrafi odgrzać absurdalnie zabawne dialogi i podać je całkiem ciekawie. Jej postaci nadal są pełne uroku, choć domyślam się, że niektórym widzom mogą przeszkadzać postaci żywcem przeniesione z Gilmore Girls (jedna trzecia aktorów jest stamtąd, więc skojarzenia się nasuwają). Główne aktorki także są klonami pierworodnych postaci pani Sherman, ale na szczęście nie odbiera im to ani trochę wdzięku.
Tancerki to serial dla nastolatek i kobiet lubiących piękny taniec i ładne, spokojne widoczki. Produkcja rozbudza tęsknotę do życia w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znają. Stanowi też wprost idealne tło do popołudniowej kawy, co chyba mówi najwięcej o jej walorach artystycznych.
Komentarze