Film Małgorzaty Szumowskiej to skromne, pomysłowe przedsięwzięcie, którego sukces opiera się na oszczędnych, lecz głębokich i wieloznacznych dialogach oraz na najwyższej klasy aktorstwie. Body/Ciało jest uniwersalną opowieścią o poszukiwaniu sensu w zaświatach i walce ducha z materią, ale też jest bardzo aktualną narracją o tu i teraz polskiej rzeczywistości. Do tego jest tu sporo dość zaskakującego, wręcz wisielczego humoru oraz dużo ciepła i ludzkiej życzliwości.
Ciało, dusza i to co pomiędzy
Po stronie cielesności, w najrozmaitszych wymiarach, znajduje się tu cyniczny i zmęczony życiem prokurator Janusz (Janusz Gajos). Od sześciu lat wdowiec, zajmuje się anorektyczną córką Olgą (Justyna Suwała), a w wolnych chwilach zapija smutki dużymi ilościami wódki. Trudno mu się dziwić, bo w końcu możemy obserwować go przy pracy, która do najłatwiejszych nie należy. Wisielec, ksiądz pedofil i porzucone zwłoki dziecka w publicznej toalecie. Olga ma mu za złe gburowatość i szorstkie obejście, a jej choroba jest wynikiem buntu przeciwko niesprawiedliwości świata, która zabrała jej ukochaną matkę, zostawiając ze znienawidzonym ojcem. Dziewczyna co jakiś czas trafia do szpitala i tam poznaje terapeutkę Annę (Maja Ostaszewska), która w tym filmie reprezentuje (całą sobą) sferę ducha. Anna jest medium, przekazującym ludziom rozpaczającym po śmierci bliskich wiadomości z zaświatów. Zderzenie się światopoglądów cynicznego prokuratora i uduchowionej terapeutki daje bardzo ciekawe efekty zwłaszcza, że we wzajemnym porozumieniu zaczyna pośredniczyć Olga.
Postać anorektyczki jest tu najbardziej złożona i zarysowana subtelniej niż jej ojciec czy Anna. W jej osobie zbiega się chora dusza z chorym ciałem, które wykańcza się w bezradnym buncie. Naprawdę zmyślnie i subtelnie to Szumowska pokazała i myślę, że nawet dziewczyny autentycznie chorujące na anoreksję nie miałyby jej tu nic do zarzucenia. Choć taką tematykę łatwo jest obśmiać czy zdemonizować, humor i strach płyną w filmie z zupełnie innych źródeł.
Taka Polska właśnie
Body/Ciało jest dla mnie trochę takim filmowym odpowiednikiem pisarstwa Joanny Bator. Bardzo odpowiada mi właśnie takie pozbawione złudzeń, ale nie pozbawione też ironicznego ciepła i sympatii, spojrzenie na współczesną polską rzeczywistość. Te rozsypujące się, zagracone mieszkania w blokach, prymitywni i okrutni pracownicy służby zdrowia i wszechogarniająca znieczulica, a to wszystko wymieszana z romantycznymi zaświatami rodem z Ballad i romansów. To właśnie w takich smutnych rodzinach, przygnębiających pracach, depresyjnych szpitalach mija nasze życie i jestem pewna, że za 20 lat ten film będzie tak samo aktualny jak dziś.
Choć nie był to dla mnie seans szczególnie wstrząsający ani rozrywkowy, na długo zapamiętam wiele zdań wypowiadanych przez te wspaniałe postaci. Widziałam wychodząc z kina niezbyt zadowolone miny widzów (głównie młodych) spodziewających się widocznie czegoś bardziej oczywistego i spektakularnego, mnie jednak właśnie takie skromnie zakrojone opowieści w zupełności wystarczają. Urzekła mnie wprost kreacja Mai Ostaszewskiej, którą bardzo zbrzydzono do roli, ale ta brzydota naprawdę czemuś tu służy. Miałam wrażenie, że w chwili gdy pod nietwarzową peruką i babcinymi fatałaszkami zniknął fizyczny powab Ostaszewskiej, jej aktorski talent jeszcze się wyostrzył. Jest znakomita w scenach szpitalnych, gdy mówi do swoich podopiecznych, ale też w rozmowach z Januszem Gajosem, któremu ani na chwilę nie ustępuje. Aktor także doskonale wcielił się w swą rolę. Muszę przyznać, że dzięki temu, że jest takim męskim mężczyzną, stapiającym się ze stereotypem polskiego ojca alkoholika i brutala, mogłam nieco odetchnąć i zwrócić baczniejszą uwagę na problem jego córki. Zazwyczaj w kinie jest tak, że gdy dziecko zaczyna chorować, to histeria matki, jej ,,Czemu nam to robisz?” i ,,Co ludzie powiedzą?” przysłania istotę cierpienia latorośli. Ojciec anorektycznej Olgi nie robi scen, ale i tak nie mamy wątpliwości, że córkę kocha i też cierpi. Debiutująca na ekranie Justyna Suwała godnie partneruje aktorskim sławom. Jest bardzo charakterystyczna i widać, że by tak dobrze pokazać ciało i duszę toczone jadłowstrętem, musiała wiele spraw w swym ciele i głowie przepracować.
Nie byłabym też sobą gdybym nie napisała o psie. Terapeutka Anna jest dumną posiadaczką olbrzymiego doga o imieniu Ferdek, który wręcz emanuje naturalnym urokiem i wielkim talentem aktorskim. Ferdek ma imponujące rozmiary i zapewne tak samo wielkie serducho, że tak się dał ładnie do kamery ustawić, a dzięki scenom z jego udziałem mamy pełniejszy wgląd w to, jakim naprawdę jest człowiekiem jego opiekunka.
Komentarze