Temu serialowi od początku towarzyszą wielkie emocje, nie tylko ze względu na to, że sprawa O.J. Simpsona należy do najgłośniejszych w amerykańskiej kulturze (bo mniej tu chodzi o sądownictwo, a bardziej o telewizję, gazety i futbol), ale też ze względu na rodzinę Kardashian, która wypłynęła medialnie na całej tej tragicznej awanturze. Do tego najsławniejsi aktorzy, z Travoltą i Goodingiem Jr. na czele, i mamy przepis na totalny hit. Szkoda tylko, że z odcinka na odcinek ACS robi się coraz bardziej nużące i irytujące. Chaotyczne podrygi tych karykaturalnych postaci są coraz trudniejsze do zniesienia, a jeszcze nawet nie doszliśmy do procesu (mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie zdążą wszyscy zasiąść w sądzie).
Niemal paradokument
Jeśli lubicie wiedzieć wszystko na temat na jakim się zafiksowaliście, a tym tematem przypadkiem jest amerykański wymiar sprawiedliwości, to gwarantuję, że serial wam się spodoba. Nie zawiodą się także fani Kardashianek, gdyż młode celebrytki i ich mama (reżyserka-amatorka) pojawiają się tu aż nazbyt często jak na ich wkład w całą sprawę. Reszcie widzów odradzam ślęczenie przed telewizorem aż do finału, bo zwyczajnie zanudzić się można na śmierć, przynajmniej takie jest moje osobiste zdanie.
Śledzimy zatem sprawę O.J. Simpsona od samego początku, czyli od wieczoru, w którym to rzekomo dokonał on morderstwa swojej byłej żony Nicole i jej znajomego kelnera (podczas gdy dzieci spały smacznie w tym samym domu). Obserwujemy przede wszystkim towarzyszący sprawie totalny medialny wybuch skrajnych emocji. Podczas gdy jedne gazety i stacje telewizyjne już niemal skazują byłego futbolistę na śmierć, inne przypominają jego ogromne zasługi dla amerykańskiego futbolu, stawiają go na piedestale i dają mu immunitet na wszystko. Do tego włączają się szybko także głosy ze strony dyskryminowanych i krzywdzonych środowisk Afroamerykanów, uważających, że aresztowanie Simpsona to kolejny atak na czarnoskórych obywateli, którzy są od dekad gnębieni przez policję i społecznie dyskryminowani.
Co na to całe zamieszanie sam oskarżony? Najpierw zachowuje zimną krew i się wypiera, potem histeryzuje, chce się zabić, po czym ucieka, a jego podróż białym autem po autostradzie relacjonuje z pasją telewizja. Wreszcie, gdy już trafia do aresztu, zaczyna kombinować ze swoimi szczwanymi adwokatami, Shapiro (Travolta) i Kardashianem (Schwimmer) i już wiemy, że wymiar sprawiedliwości, reprezentowany przez dzielną i prawą Marcię Clark, jest bez szans.
A jeśli chodzi o kolor skóry i całą sprawę ze wsparciem ze strony Afroamerykanów oraz uzasadnioną wątpliwością, która doprowadziła do uniewinnienia Simpsona, to on sam już na początku mówi, że gdyby w ławie przysięgłych mieli zasiadać jemu równi ludzie, to nie byłoby tam żadnego czarnego, tylko sami bogaci biali faceci. To wyraźnie pokazuje, że pieniądze i sława potrafią skutecznie znieść różnice rasowe, przynajmniej w tak chorym umyśle.
Cały ten cyrk
Patrząc na to, co się wyrabia w każdym kolejnym odcinku (choć dzieje się to w żółwim, zwolnionym tempie), irytuję się bardzo zachowaniem tych wszystkich Amerykanów, zapatrzonych w sportowe gwiazdy jak w jakieś bóstwa. Sympatia twórców serialu jest wyraźnie po stronie ofiar, pokazuje nam się, że wszystkie dowody wskazują wyraźnie na winę Simpsona, ale z racji osiągnięć na boisku, nie ma prawa spotkać go kara. Staram się nie zżymać na niego samego, gdyż dzięki filmowi Wstrząs rozumiem już, że jest to bardzo chory człowiek z dosłownie poobijanym mózgiem, ale przecież cała reszta jest tu sprawna na umyśle. Jasne, że sława i pieniądze kuszą, ale że też tym wszystkim prawnikom nie wstyd. A już tego, że jej ojciec brał udział w uniewinnieniu mordercy, Kim powinna się wstydzić chyba bardziej niż seks taśmy wyreżyserowanej przez matkę.
To, co oglądamy, to niemal dokument, dokładny zapis medialnego cyrku, który nawet dziś jest bardzo wymowny. Ani przecież Afroamerykanie nie są traktowani lepiej niż w latach 90-tych, ani media nie przestały nam robić papki z mózgu (o dziwo, za symbol największego rozmiękczenia umysłowego i totalnego upadku obyczajów uważa się córki Roba Kardashiana).
Jeśli zaś chodzi o formę, w jakiej podaje nam się tę historię, to jest ona dla mnie niestrawna i przyciężka. Widać, że twórcy najnudniejszego sezonu American Horror Story, czyli Hotelu, mylą nudę z klimatem, i tu także postanowili wystawiać widzów na ciężkie próby wytrzymałości. Co do aktorstwa, to chyba tylko Sarah Paulson w roli prokurator Clark się broni. Na odtwórców pozostałych ról ciężko patrzeć, a od widoku samego Travolty można oślepnąć. Rozumiem, że zarówno on, jaki Schwimmer czy Gooding Jr, wcielają się w postaci dość specyficzne, ale to jak dla mnie za wiele sztuczności i dziwności. Choć czuję, że ze względu na ofiary Simpsona, powinniśmy pamiętać o tym haniebnym procesie i o tym, że w Ameryce bardziej niż sprawiedliwość liczy się show i kasa, to coś czuję, że nie dotrwam do końca serii.
Komentarze