Ten luźno oparty na powieści Emila Zoli serial BBC to kolejna bardzo przyjemna produkcja, która może nie jest szczególnie ambitna czy porywająca w wersji fabularnej, ale za to zachwyca doskonałą realizacją i w większości znakomitym aktorstwem. Akcja została przeniesiona z Francji do dziewiętnastowiecznej Anglii, gdzie ambitny młody przedsiębiorca John Moray (Emun Elliot) próbuje rozwinąć działalność swego doskonale prosperującego domu towarowego poetycko nazwanego Rajem. Przez dwa sezony obserwujemy nie tylko pracę ekipy tej galerii handlowej sprzed wieków, ale też bujne życie uczuciowe panien sprzedających (szczególnie damską konfekcję), księgowego, kucharek, tragarzy, pomocników i właścicieli sklepu. Oj dzieje się tam, dzieje, a najwięcej oczywiście po zamknięciu, z dala od oczu klientów.
Denise – emancypantka i spec od marketingu
Główną postacią, wokół której rozwija się akcja serialu, jest Denise Lovett (Joanna Vanderham). Ta piękna i przedsiębiorcza dziewczyna przybywa do dużego miasta, pewna, że jej wuj zapewni jej pracę w swym sklepie bławatnym. Niestety, wujaszek, mimo dobrych chęci, nie jest w stanie zapewnić bytu ani jej, ani nawet sobie. Sąsiadujący z nim ogromny Raj, wysysa klientów z całej ulicy, skazując pomniejsze sklepiki i warsztaty na zagładę. Co w takiej sytuacji robi Denise? Oczywiście zatrudnia się w Raju, czym oficjalnie dołącza do pędu ku nowoczesności, reprezentowanej przez zupełnie nowy sposób sprzedawania dóbr i usług. Nieoczekiwanie dla samej Denise, która zaczyna swoją karierę od najniższego stanowiska w dziale damskim, rodzi się w niej olbrzymia smykałka do interesów. Okazuje się, że ma naturalny talent do innowacji usprawniających pracę w sklepie i zwiększających zyski. Już tylko kwestią czasu jest zdobycie przez nią nie tylko wyższej pozycji w sklepie, ale i serca przystojnego Moraya.
Poczynania Denise to tylko część tego fascynującego fresku. Równolegle do jej wątku, obserwujemy perypetie miłosne Moraya i panny Katherine Glendenning (Elaine Cassidy). Bogata panna robi co w jej mocy by zaciągnąć wdowca do ołtarza. Jest też wątek kryminalny, czyli tajemnica śmierci pierwszej żony Moraya, która będzie miała dość nieoczekiwane zakończenie w pierwszym sezonie. No i oczywiście, dzięki wielkiej różnorodności postaci, Wszystko dla pań to wspaniały portret dziewiętnastowiecznego społeczeństwa. Matki rozłączone z dziećmi, ubogie sieroty, sklepiki wykańczane przez dużych przedsiębiorców, początek wielkiego handlu i wszelkie jego konsekwencje. Pod względem historycznym to naprawdę ciekawe, a i ze współczesnością ma bardzo wiele wspólnego (obecnie mamy w centrum Szczecina dwa takie Raje, czyli Kaskadę i Galaxy, dzięki czemu obumieranie wszelkiego handlu w promieniu wielu kilometrów od nich, wygląda dosłownie jak w tym serialu). To, że ponad sto lat temu Denise musiała walczyć jak lwica o uznanie za pracę, w której jest równie dobra, a nawet lepsza niż otaczający ją mężczyźni, nie znaczy wcale, że jej dylematów nie zrozumieją współczesne widzki. Jakoś męscy bohaterowie nie muszą się tak jak Denise, panna Audrey czy Clara, wiecznie zastanawiać nad zależnościami pomiędzy swoim życiem osobistym (w tym małżeństwem i rodzicielstwem) a pracą zawodową.
Raj dla oczu
Wszystko dla pań to, jak przystało na dobrą kostiumową produkcję, także prawdziwa uczta wizualna. Dzięki temu, że sporo scen rozgrywa się w części sklepu dedykowanej damskiej odzieży, możemy się do woli napatrzyć na cudownie barwne i eleganckie suknie, buty i parasolki z epoki. Nie tylko klientki, ale też (a właściwie zwłaszcza) sprzedawczynie, wyglądają jak żywcem wyjęte z obrazów francuskich impresjonistów. Wprost nie mogę się nadziwić jak pięknie i dostojnie wyglądają aktorki w gorsetach, niby bez makijażu, a za to z misternie upiętymi kaskadami włosów. Panowie w trzyczęściowych garniturach także są niczego sobie.
Kolejnym wielkim atutem produkcji są także wyraziste postaci, zwłaszcza czarnych charakterów. Aż szkoda, że ci najbardziej mroczni i przerysowani nieco, okazują się z czasem naprawdę sympatyczni. Naprawdę urzekła mnie panna Audrey (Sarah Lancashire), czyli przełożona panien sprzedających, a także pan Jonas (David Hayman) z pierwszych odcinków. Te postaci mają w sobie coś z groźnych dickensowskich typów, z którymi lepiej nie zadzierać.
A teraz jeszcze o tym co mi się we Wszystkim dla pań nie podoba. Otóż nie zachwyca mnie Emun Elliot w roli Moraya, a już szczególnie nie przypadł mi do gustu jego seplen. Nie wiem jak można było wybrać kogoś takiego do roli charyzmatycznego i tajemniczego wdowca. Drażni mnie też straszliwie wątek związany z zalecającą się do Moraya Kathrine. Ta kobieta jest upierdliwa do granic wytrzymałości, a w dodatku grająca ją Elaine Cassidy ma napiętą i skurczoną twarz staruszki, przez co ma się wrażenie, że Moray ma poślubić jakąś zasuszoną ciotkę, a nie rówieśnicę. Dziwne to trochę. Poza tą parą, no i może momentami zbytnim rozwodnieniem i spowolnieniem akcji, nie mam nic do zarzucenia temu uroczemu i lekkiemu serialowi (może poza tym, że powinni czym prędzej nakręcić trzeci sezon). Podoba mi się to, że dom handlowy, podobnie jak dzisiejsze galerie, jest tu lustrem, w którym przegląda się całe społeczeństwo.
Komentarze