Zabierając się do oglądania tego serialu, byłam przekonana, że będzie to kolejne polityczne nudziarstwo, podobne do wielu innych tego typu brytyjskich produkcji (a powszechnie wiadomo, że brytyjskie thrillery polityczne są najnudniejsze na świecie, jeszcze nudniejsze niż amerykańskie, głównie dlatego, że występujący w nich aktorzy chodzą w takich samych garniturach i płaszczach, przez co widz szybko traci rozeznanie kto jest kim, co powoduje również utratę zainteresowania akcją). Po kilkunastu minutach byłam już zaintrygowana, ale głównie klimatem i tematem, które bardzo przypominają House of Cards. Szybko jednak okazało się, że Politician’s Husband to zupełnie inna bajka.
Główni bohaterowie są małżeństwem w średnim wieku i z gromadką dzieci. Jednocześnie Freya i Aidan Hoynesowie są członkami jednej z partii rządzących w Wielkiej Brytanii. Na początku on jest oczywiście dużo ważniejszy niż ona, ale gdy składa dymisję i przestaje być ministrem wszystko się zmienia. Nieudane manewry polityczne męża ciągną go na dno, a talent żony wychodzącej z cienia winduje ją na same szczyty władzy. Miła odmiana, szczególnie dla widzek.
Oglądając ten serial wiele żon, matek i tych wszystkich kobiet, których praca i talenty nie są na co dzień doceniane, może doznać prawdziwego katharsis.
Bardzo podoba mi się to, że w przeciwieństwie do żony z House of Cards, mamy tu do czynienia z kobietą z krwi i kości. Grająca Freyę Emily Watson nie jest bowiem powalającą pięknością. Czas odcisną na niej swoje pięto, a i ciąże pozostawiły ślad na sylwetce. Jednak to nie o urodę tu w końcu chodzi. Liczy się to, że nawet matka trójki dzieci może mieć na tyle sprytu, inteligencji i energii by pokonać wrogów, z którymi jej wszechwładny mąż sobie nie poradził, a nawet jego samego. Świetne jest to, jak ona na pozór tylko daje mu się tłamsić. Grzecznie poprawia przemówienia, przynosi garnitury z pralni i wysłuchuje ciągłych komend i poleceń. Biedna słucha i słucha, a potem niespodziewanie i tak robi swoje. Wspaniałe są sceny, w których mały tyran aż zalewa się żółcią ze złości.
Wielu widzom, zapewne już nie tylko kobietom, może się też spodobać to, jak jest pokazany mężczyzna w obcym środowisku, czyli we własnym domu. To zadziwiające, że facet może podejmować ważne decyzje na szczeblu państwowym, a nie ogarnia tego co się dzieje z jego własnym synem. Bardzo pocieszny, a z drugiej strony smutny wydaje się na przykład fakt, że domowy mężczyzna w dresie sam sobie, ale i całemu społeczeństwu, ukazuje się smutny i bezsilny, gdy tymczasem domowa kobieta w dresie to coś naturalnego, czego miliony matek na całym świecie się nie wstydzą. Aż trzeba było pokazać w gazecie jak nisko upadł, bo przecież domem się zajmuje. No litości! Feministyczna wymowa tego serialu jest naprawdę godna pochwały.
Komentarze