Pomiń zawartość →

Rojst – wrażenia po pierwszym odcinku

Oczekiwania mieliśmy spore i chyba w większości możemy (my jako widzowie) przyznać, że zostały spełnione. Rojst prezentuje się naprawdę godnie. Nie dość, że obsada znakomita, muzyka świetna, to jeszcze reżyser, Jan Holoubek, popisał się bardzo amerykańskim stylem. To zdecydowanie udany powrót do przeszłości i już widzę jak tysiące hipsterów pod wpływem serialu wykupuje cały towar z Pan tu nie stał i zadręcza swoich rodziców pytaniami o fotki sprzed trzech dekad i przepis na idealną trwałą ondulację.

Doborowy skład

Rojst to uczta dla oczu każdego, kto docenia dobre polskie aktorstwo i to w wielopokoleniowym wydaniu. Są tu najlepsi z najlepszych, czyli Piotr Fronczewski i Andrzej Seweryn (ależ panowie są w formie) jeśli chodzi o bardziej dojrzałych artystów, a z młodszych fantastyczny Dawid Ogrodnik, Zofia Wichłacz i Agnieszka Żulewska. Na wszystkich się bardzo miło patrzy i trzeba przyznać, że są naprawdę wiarygodni w charakteryzacjach z połowy lat 80-tych. Prawdę mówiąc są tak dobrzy, że aż się boję, że moda z tamtych czasów wróci na dobre i to w swej najbardziej świecącej, przaśnej, kiczowatej formie.

Miedzy The Killing, Wallanderem a Twin Peaks

Oprócz wspaniałych aktorów, zachwycają także zdjęcia leśnych plenerów i typowych komunistycznych wnętrz. Akcja rozgrywa się w roku 1984, który jest przez wielu wspominany jako tytułowe bagno beznadziei. Jesteśmy w anonimowym, średniej wielkości mieście gdzieś na zachodzie, z gatunku tych, jakich wiele rozkwitło w latach 80-tych. Nikt nie jest naprawdę stąd, każdy ma swoje małe interesy, nad wszystkim czuć gorący oddech partyjnych działaczy, a krajobraz miejski jest zdominowany przez szare bloki z wielkiej płyty i smętne zakłady. W podmiejskim lesie ktoś brutalnie morduje młodą prostytutkę i znanego partyjnego działacza. Zaraz po nich ginie młody chłopak i jego dziewczyna, którzy wyskakują z okna. Nikogo nawet nie dziwi, że policja i lokalne władze próbują zamieść sprawę pod dywan: młodzi zabili się z głupoty, jak to młodzi, a morderstwa w lesie miał dokonać konkubent prostytutki, no i sprawa zamknięta. Jedynymi, którzy czują, że ta sprawa może mieć drugie dno, są dziennikarze z lokalnej gazety, Kuriera Wieczornego. Witold Wanycz (Seweryn), starszy, zmęczony życiem i zamierzający niedługo wyjechać z miasta wyjadacz, oraz jego młody następca Piotr Zarzycki (Ogrodnik), zaczynają prowadzić własne dziennikarskie śledztwo, w którym od samego początku wiele wątków wydaje się mocno podejrzanych. Tylko jaki jest sens prowadzenia śledztwa, szukania winowajcy, skoro i tak o prawdzie nikt się nie może dowiedzieć, policja tego nie przyjmie do wiadomości, a i żadna gazeta nie wydrukuje? Czyżby tylko moralne pobudki kierowały naszymi bohaterami, czy chodzi o coś więcej?

Zapewne z odcinka na odcinek fabuła będzie się jeszcze bardziej rozgałęziać i komplikować, ale jestem spokojna o jej przebieg, bo widać, że reżyser nad wszystkim panuje. Szczególnie ciekawi mnie watek związany z właścicielem klubu nocnego, w którego wciela się Piotr Fronczewski. W dziesięciominutowym prologu, w którym jego bohater przechadza się po swym królestwie, Fronczewski prezentuje się niczym De Niro w Kasynie, podsuwając nam bardzo interesujące wskazówki co do zbrodni, która zaraz nastąpi.

Szczególnie podoba mi się klimat serialu. Choć jest to powrót do szarych i przygnębiających czasów, to jednak wszystko sprawia zadziwiająco świeże wrażenie. Nikt by raczej nie pomylił Rojsta z oryginalną produkcją z epoki. Od czołówki po ostatnią scenę, jest nowocześnie, dynamicznie, intrygująco. Szczególnie spodobała mi się pierwsza scena z Sewerynem, podczas której jego bohater przygotowuje sobie śniadanie. No normalnie Dexter po polsku. Wspaniałe były też ujęcia lasu z góry. Nagie ciemne konary prezentują grozę niczym z najlepszych skandynawskich kryminałów czy z Twin Peaks, do którego już widzowie porównują Rojst (jak dla mnie trochę na wyrost). No i ta kulawa dziewczyna z kanką mleka, która znajduje w nocy ciała. Naprawdę to robi wrażenie.

Swojsko

Dla mnie ten pierwszy odcinek był jak powrót do dzieciństwa, które przypadło właśnie na lata 80-te i z których wiele pamiętam. Miasto jak moje, te same bloki, tak samo wyglądający ludzie i nawet pan policjant taki po chamsku swojski. Widok siedzeń na PKS-ie (te lepkie drewniane pokraki) wręcz przyprawił mnie na nowo o chorobę lokomocyjną, jaką mam zawsze, gdy tylko przypomnę sobie podróżowanie w tamtej epoce, a scena z barem mlecznym od razu wzbudziła apetyt na pomidorową. To niby drobnostki, ale i znak, że filmowcy spisali się naprawdę dobrze. Czasem może jest tego wszystkie aż za dużo i to mój jeden z dwóch malutkich zarzutów do Rojsta. Miałam bowiem wrażenie, że odhaczamy dyżurne motywu, chodząc za bohaterami to do Peweksu, to do biura, to do baru mlecznego. Nostalgia level tysiąc. Wszystko, co może się kojarzyć z epoką, jest tu wpakowane do przesytu w absolutnie każdy kadr. Boję się trochę, że może to zdominować fabułę i na koniec nikt nie będzie pamiętał kto zabił, ale każdy z widzów (zwłaszcza starszych) będzie pamiętał, że dokładnie tak wyglądały mieszkania, ulice, że tak się stało w kolejkach do sklepu, a tak się zdobywało dewizy. Ale pewno się czepiam.

Drugim moim zarzutem do Rojsta jest niestety dźwięk, czyli pięta achillesowa wszystkich polskich produkcji. Dla odmiany słyszymy wszystko, ale kwestie sprawiają wrażenie wypowiadanych z offu, nienaturalnie sztywnym i podniesionym głosem, jakby aktorzy z kartki odczytywali słowa widziane po raz pierwszy. Trochę mi to psuło ogólnie bardzo pozytywny efekt, no ale hej, przynajmniej nie trzeba się domyślać co tam jeden pan z drugim mamroczą pod wąsem.

Opublikowano w Seriale

3 komentarze

  1. Jeep Jeep

    Tymczasem nie mam Showmax,u I nie wiem czy wezmę, bo odkryłem Amazon z kopalnią skarbów… A w Netflixie i HBO nie siedzą z załoźonymi rękami.
    Więc nie wiem. Zwłaszcza, że na nc+ lada moment Ślepnąc od świateł, notabene też z Sewerynem.

  2. ola ola

    Rozumiem. Na Ślepnąc od świateł też się szykuję. Mimo obniżającego się poziomu literackiej twórczści, jestem największą fanką Żulczyka i mam nadzieję, że serial będzie choć w połowie tak pasjonujący jak księżka. A Seweryna zawsze miło oglądać, w czymkolwiek by nie grał, prezentuje światowy poziom :)

  3. Dwa pierwsze odcinki naprawdę udane moim zdaniem :) Zobaczymy, czy serial dalej będzie trzymał poziom

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *