Ten serial to prawdziwa uczta dla kinomanów, szczególnie płci żeńskiej oraz tych wyróżniających się dość mocnymi nerwami. Pamiętnik młodego lekarza to produkcja oparta na autobiograficznych opowiadaniach Michaiła Bułhakowa, ukazująca losy niedoświadczonego medyka rzuconego w wir codziennych zmagań na daleką (naprawdę daleką) rosyjska prowincję. Możemy tu podziwiać prawdziwe fajerwerki sarkazmu, ironii i humoru, połączone w bardzo niecodzienny sposób z melancholiom i wręcz bolesnym realizmem (serio, przed niektórymi zabiegami wykonywanymi przez dr Bomgarda powinny się wyświetlać ostrzeżenia na ekranie przed bardzo krwawymi scenami).
Mamy tu postać jakby rozszczepioną na dwa wcielenia. Starsze wcielenie, grane przez Jona Hamma to zmęczony życiem morfinista, który po I wojnie światowej snuje posępne rozważania nad swoim życiem i powraca myślami do czasów swojej młodości. Drugie wcielenie to tytułowy młody lekarza, który pomiędzy kolejnymi żenującymi scenami w prowincjonalnym szpitalu, rozmawia w najlepsze ze swoim starszym sobą. Od razu zaznaczę, że bardzo podoba mi się ten zabieg, zwłaszcza, że nie musimy znosić zbędnych wstępu do całej sytuacji i tłumaczeń, czemu ten przestraszony młodzian wciąż gada do siebie. To, że mamy na ekranie dwóch zupełnie niepodobnych do siebie brunetów zamiast jednego, jest najzwyczajniejszą rzeczą na świecie i trzeba to po prostu przyjąć do wiadomości.
Oglądając Pamiętnik młodego lekarza można odnieść chwilami wrażenie, że patrzymy na polsatowskie Daleko od noszy. Absurdalne sytuacje mnożą się w wiejskiej klinice w nieskończoność i jest to naprawdę śmieszne, przynajmniej do momentu gdy nie stanie się straszne. O ciarki może przyprawić świadomość, że większość z tych scen mogłaby zdarzyć się także w polskim szpitalu nawet dzisiaj. Zabobony, brak higieny, niedouczeni i niedoświadczeni lekarze, opryskliwy personel, braki w zaopatrzeniu… No skąd my to znamy? A do tego ten przytłaczający, gęsty klimat i nutka groteski. Geniusz Bułhakowa jest naprawdę ponadczasowy.
Producenci postąpili bardzo sprytnie obsadzając w głównych rolach dwóch aktorskich idoli żeńskiej części widowni. Hamm dla starszych, Radcliffe dla młodszych i Bułhakow dla pozostałych, którzy może coś czytają i chętnie się skuszą na czteroodcinkową wariację na temat twórczości autora Mistrza i Małgorzaty. Naprawdę warto.
świetne !!
Mnie się nie podobało. Znacznie lepsza była „Morfina ” Bałabanowa, na motywach tej samej książki Bułhakowa.