Pomiń zawartość →

On wrócił

On wrócił, tym razem w wersji filmowej. Z pewnym niepokojem zasiadłam do seansu, gdyż satyryczna powieść Timura Vermesa (także zatytułowana On wrócił), szalenie zabawna, ale również gorzka i wymowna, wydawała mi się czymś nieprzekładalnym na język kina, a jednak adaptacja jest równie interesująca. Polecam ją każdemu, komu spodobała się wersja literacka tej opowieści, zwłaszcza, że filmowcy wnieśli do niej nową jakość, czyniąc z On wrócił bardzo aktualny komentarz do bieżących wydarzeń na świecie. No i nie można sobie odmówić przyjemności patrzenia na twarze autentycznych, nieświadomych, Bogu ducha winnych niemieckich przechodniów, których zaczepia mężczyzna łudząco podobny do Hitlera, a oni zachowują się nadzwyczaj uprzejmie, co wcale im nie przeszkadza w wygłaszaniu bardzo radykalnych tez. To zdziwienie, konsternacja, a potem radosny zachwyt! Koniecznie trzeba to zobaczyć.

Nawet Polska nadal istnieje!

Akcja On wrócił rozpoczyna się od tajemniczego przebudzenia się führera we współczesnym Berlinie. Adolf Hitler (Oliver Masucci), bardzo skołowany i lekko poddymiony, z udziałem tajemniczych sił, których nie rozumie, leży sobie na trawniku między blokami i nie bardzo kojarzy, co się z nim stało. Spotkanie z dziwnie, jak na jego gust, ubranymi młodzianami, a potem kilka dni spędzone w kiosku z gazetami, pozwalają mu się wreszcie zorientować, że to nie środek drugiej wojny, a rok 2014. Jakież jest rozczarowanie wodza na wieści wyczytane w prasie codziennej! Nie dość, że Niemcy są kolonizowane przez Turków, to nawet Polska nadal istnieje i to na niemieckich ziemiach. Hitler jest bardzo niezadowolony i dochodzi do wniosku, że równie dobrze wojny mogłoby nie być. Co za odkrycie! Gdy już mundur zostaje wyczyszczony w Blitz pralni, a sytuacja polityczna i gospodarcza kraju zdaje się Hitlerowi zrozumiała, akcja na dobre rusza. W powrocie do władania ludzkimi duszami pomaga mu nieporadny dziennikarz Sawatzki (Fabian Busch). Panowie razem szukają odpowiedniego psa, zdobywają fundusze, rozmawiają z przypadkowymi ludźmi i wreszcie dostają się do ogólnokrajowego telewizyjnego show, w którym Hitler zostaje standupowym komikiem, choć tak naprawę nie zależy mu na rozbawieniu kogokolwiek, gdyż mówi tylko to, co myśli. Liczne wywiady i wizyty w śniadaniówkach, a także odwiedziny Zielonych i Socjaldemokratów, wpływają na znaczny wzrost poparcia dla zupełnie niepoprawnych politycznie tez furera, pokazując, że nacjonalizm w Niemcach nie umarł, tylko był ukryty, zresztą niezbyt głęboko, skoro wystarczyło kilka krótkich rozmów, by sympatyczni obywatele powiedzieli co tak naprawdę myślą o emigrantach, biedzie wśród dzieci i osób starszych, czy o kryzysie demograficznym.

Ten jeden moment

Jeśli ktoś chciałby się oburzać na pomysł wskrzeszenia Adolfa Hitlera, to oczywiście może, choć osobiście nie do końca rozumiem, na co właściwie się tu gniewać. Czy na filmowców, którzy za pomocą starej jak świat metody, oswajają śmiechem najstraszniejsze demony? A może pooburzajmy się na tych wszystkich prawdziwych Niemców, którzy w głębi duszy marzą o wodzu, który wyprowadziłby ich ze stagnacji i nadał jakiś wielki narodowy cel? Można też wreszcie, jeśli oczywiście widz ma zamiar być naprawdę uczciwy z samym sobą, pooburzać się na siebie, bo mogę się założyć, że wielu z nas nieraz podczas seansu pomyślało, że ten facet ma przecież rację. Ach, ten niezręczny moment, w którym zdajesz sobie sprawę, że właśnie przyznałeś rację Hitlerowi. Jeśli mieliście choć jedną taką chwilę, to znaczy chyba, że film spełnił swój cel, zaniepokoił nas wystarczająco i zmusił do samodzielnej refleksji na temat tolerancji, solidarności i istoty demokracji. Zdecydowanie nie jest to tylko pusta komedia, ale satyra w klasycznym stylu, uwypuklająca nie tylko niemieckie wady narodowe, ale też problemy całego świata zachodniego.

On wrócił to, oprócz bardzo intrygujących i dla niektórych zapewne szokujących dialogów, także fantastycznie zagrana historia. Nie jestem fanką niemieckiego kina, ale ten dziwny paradokumentalno-fantastyczny twór to znakomita robota, głównie dzięki wielkiemu talentowi odtwórcy Adolfa Hitlera. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak wiarygodnie wypadły jego improwizowane rozmowy z nieprzygotowanymi do wystąpienia ludźmi. Bardzo spodobał mi się też pomysł na film w filmie i bezpośrednie nawiązanie do książki, dzięki czemu mamy wrażenie, że to nie sztuczny twór, a raport z rzeczywistych wydarzeń. Wiarygodności całemu projektowi dodają też wszelkie wzmianki o mediach, z którymi Hitler styka się po raz pierwszy. Moment spotkania z Internetzem jest histerycznie śmieszny, podobnie jak wystąpienia wszelkiej maści blogerów i vlogerów, a także przeróbki wystąpień furera na YouTube. Szczytem jest już wizyta na planie vloga kulinarnego, w którym para zamaskowanych narodowców gotuje wegańskie potrawy. Jako stała oglądaczka wegańskich kanałów, uśmiałam się do łez z tej całej politycznej poprawności.

Brawa należą się twórcom także za pomysłowość i odwagę, które pozwoliły im na promowanie filmu tym samym plakatem co książki i sprzedawanie obu dzieł po kontrowersyjnej cenie 19,33 euro.

Społeczeństwa na całym świecie się radykalizują i chyba tylko śmiech może nas trochę otrzeźwić. Przyznam, że jestem też nieco zaniepokojona tym, że aż Adolfa Hitlera trzeba by nam powiedział, dlaczego ludzie w cywilizowanych krajach głosują na potencjalnych dyktatorów i tyranów.

P.S. Jakby kogoś to obchodziło, to mam pomysł na casting do drugiej części filmu. Choć Oliver Masucci jest znakomitym odtwórcą Hitlera, to jednak pomyślcie jak w tej roli prezentowałby się Mads Mikkelsen. Druga część mogłaby być o tym, jak furer odbywa podróż do Rosji, w której spotyka się z Putinem (w tej roli Matthias Schoenaerts, bo któż inny). Oczywiście mógłby także zahaczyć o Polskę.

Film w Polsce można obejrzeć na platformie Netflix.

Opublikowano w Filmy

Komentarz

  1. M M

    Już raz zahaczył. Zabrał wtedy mojego dziadka na ferie pod Stalingradem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *