Niedawna premiera serialu, będącego adaptacją pierwszej części cyklu o Takeshim Kovacsu, wzbudziła spore kontrowersje i podzieliła widzów. Netfliksowe widowisko podobało się tym, którzy (jak ja) wcześniej nie czytali prozy Richarda Morgana, natomiast zagorzali fani mieli serialowi bardzo wiele do zarzucenia. Oczywiście musiałam sprawdzić, czy wszystkie zarzuty o nadmiar przemocy i seksu, czy o udziwnianie wątków, są zasadne, zatem czym prędzej rzuciłam się w powieściowy wir Modyfikowanego węgla. Dzięki Audiotece poszło szybko i sprawnie, i już po zaledwie szesnastu i pół godzinach (!) intensywnego słuchania audiobooka, mogłam się pochwalić, że ja też dołączyłam do grona fanów tej oryginalnej prozy.
Klasyczny kryminał w futurystycznych dekoracjach
Modyfikowany węgiel to dość oryginalny twór, łączący w sobie elementy klasycznego czarnego kryminału z szalenie barwnym science fiction. Z pozoru dziwna to mieszanka, ale poszczególne elementy dobrze się ze sobą łączą, dzięki czemu fabuła jest spójna i przystępna dla czytelnika/słuchacza. Mamy to, co w kryminałach lubimy najbardziej, czyli przede wszystkim detektywa z mroczną przeszłością, samotnego wilka, który, choć rozczarowany światem i życiem, zachował w głębi duszy resztki szlachetnego poczucia sprawiedliwości. Są też piękne kobiety, z gatunku tych cudownie dobrych, ale i mrocznych, wśród których króluje demoniczna femme fatale. No i nie zapominajmy o dość powolnej, ale zaskakującej akcji, z finałem, który obraca wszystkie nasze przekonania i teorie na temat bohaterów o sto osiemdziesiąt stopni. Jeśli ktoś lubi te wszystkie elementy w klasycznych tworach złotej ery kryminału, ta hipernowoczesna wersja, też mu się spodoba.
Znajdujemy się w świecie z XXVI wieku, w którym możliwe są podróże po całej galaktyce, ludzkość zasiedliła kolejne planety, a co najważniejsze, możliwe jest przenoszenie ludzkiej duszy pomiędzy ciałami (upowłokowienie), gdy na przykład stara cielesna powłoka się komuś znudzi lub ulegnie uszkodzeniu. Prawdziwa śmierć grozi tylko najbiedniejszym, których nie stać na nowe ciało, lub też tym, którzy żyją na granicy prawa i mogą być karnie uśmierceni. Centralną postacią tej opowieści jest należący niegdyś do Korpusu Emisariuszy, Takeshi Kovacs, którego osobowość, dzięki informacjom zebranym przez stos korowy, łatwo wszczepiono do ciała policjanta na Starej Ziemi. Dzięki ogromnemu doświadczeniu zdobytemu na wielu planetach przy różnych konfliktach, oraz dzięki ,,okablowaniu” emisariusza (umiejętność błyskawicznej dedukcji i wtapiania się w nowe środowisko), Kovacs jest idealny do prowadzenia szemranych interesów i dziwnych śledztw, i właśnie do czegoś takiego zostaje wynajęty. Zatrudnia go stary bogacz o nazwisku Bancroft, któremu trzeba pomóc przy zagadce jego śmierci. Dzięki zdalnemu zapisywaniu kopii swej osobowości, możliwe było ponowne upowłokowienie Bancrofta, jednak nie może się on pogodzić z sugestią lokalnej policji, twierdzącej, że mężczyzna się zabił. Idąc tropem śmierci zleceniodawcy, Kovacs trafia co chwila na znacznie grubsze afery niż to, czego się początkowo spodziewał.
Nieposkromiona wyobraźnia pisarska
Tym, co podoba mi się w tej powieści najbardziej, nie jest wcale oryginalna fabuła czy bohaterowie, gdyż podobnych historii z podobnymi postaciami znam już setki. To właśnie ta wartość dodana w postaci cyberpunkowych dekoracji jest tu najciekawsza. Morgan stworzył barwne uniwersum, pełne futurystycznych gadżetów, budynków i technologii, mających poważne filozoficzne i moralne konsekwencje dla rodzaju ludzkiego. To, z jaką powagą i dokładnością zostało to wszystko opisane, może przyprawiać o zawroty głowy podczas lektury/słuchania. Ileż na przykład trzeba mieć pomysłowości, by wymyślić nie tylko coś takiego jak zapis ludzkiej duszy na węglowym dysku, ale i zdalną międzyplanetarną aktualizację tych informacji, klonowanie powłok, czy przestępstwo zwane podwójnym upowłokowieniem. Wokół samego ludzkiego ciała dzieją się tu rzeczy niebywałe, gdyż można je na przykład wzbogacić o różne uwarunkowania (w zależności od tego, jaka umiejętność może nam się przydać) lub nasycić jego poszczególne części feromonami, którym płeć przeciwna nie będzie w stanie się oprzeć. Że nie wspomnę już o całej palecie narkotyków, dostępnych w tym świecie z przyszłości, które wywołują niesłychanie złożone reakcje. Jednym słowem przemysł medyczny czy chemiczny mógłby się w niejednej sprawie zainspirować pomysłami pana Morgana.
O co chodzi krytykom?
Najwięcej zarzutów do telewizyjnej produkcji mieli ci widzowie, którym nie podobało się nadmierne epatowanie seksem na ekranie. Rzeczywiście, trudno siebie wyobrazić, by mogło się w netflixowym Altered Carbon pomieścić jeszcze więcej seksu, gdyż golizny jest tu co niemiara (nawet tam, gdzie obyłoby się spokojnie bez biegania na golasa), a nawet gdy na przykład panie są ubrane, to mają tak wyeksponowane biusty, że wzrok nieświadomie ciągle wędruje w tę stronę. Ale wiecie co? W tej akurat kwestii nikt nie powinien się czepiać adaptacji, gdyż literacki oryginał wypada w mojej opinii jeszcze mocniej. Sceny seksu są tu opisane z taką dokładnością, że nawet najwytrawniejszego czytelnika mogą przyprawić o rumieńce. Dlatego też, dość przewrotnie może, polecam tę powieść właśnie w wersji audiobookowej. Przekonajcie się z jakim mistrzowskim opanowaniem pan Maciej Kowalik czyta na głos o szczegółach futurystycznego spółkowania Kovacsa i pięknie upowłokowionej pani Bacroft. Ileż dyscypliny potrzeba by się nie zająknąć lub nie zaśmiać w takim miejscu (a to naprawdę długie i bardzo szczegółowe opisy :)! Słuchając szczególnie tych partii, myślałam sobie, że krytycy serialu chyba dawno nie czytali literackiego oryginału.
Choć akurat epatowanie seksem jest na podobnym poziomie w serialu i w książce, to jednak pod wieloma względami doszło w adaptacji do tak znaczących zmian, że to praktycznie dwie zupełnie różne historie i lepiej je tak traktować, niż się złościć, że ,,przecież nie tak było w powieści”. Ja do tego tak podeszłam, dzięki czemu miałam dużo radości zarówno ze słuchania audiobooka, jak i z oglądania serialu.
Nie pokuszę się nawet o wymienianie różnic, z uwzględnieniem tego, co mi się najbardziej i najmniej podobało, bo nikt chyba nie ma tyle czasu, by to przeczytać. Dlatego tylko dodam, że jedynym, czego mi brakowało w powieści, był Hotel Poe, w oryginale będący Hotelem Hendrix. Niby też dobrze, ale to jednak nie to samo. Tu telewizja spisała się lepiej niż powieściopisarz moim zdaniem.
Na koniec jak zwykle powód, dla którego akurat w tym przypadku warto wybrać wersję audiobookową, zamiast papierowej. Ja tak wybrałam, ponieważ czytanie w wersji tradycyjnej uznałam za zbyt retro w przypadku tak postępowego science fiction (że nie wspomnę o ekologicznym aspekcie takiej słuchowej lektury, także bardzo nowoczesnym). Nie wiem jak to odbierają inni słuchacze, ale dla mnie wciąż, mimo wielu lat słuchania, audiobook wydaje się czymś bardziej zaawansowanym, szczególnym i luksusowym niż papierowy tom, zawłaszcza jeśli chodzi o dobre science fiction. Idąc przez park ze słuchawkami w uszach i odtwarzając tekst z telefonicznej aplikacji, czuję się niemal jak bohatera słuchanej opowieści :)
Świetna recenzja! Serial jest moim zdaniem znakomity, szczególnie wizualnie. Krytyka nagości wzbudza uśmiech politowania…
Dzięki za komentarz :) Mnie też dziwi, że ludzi aż tak rażą golasy w tym serialu, szczególnie teraz, gdy znam już oryginał. Ale jak ktoś chce się przyczepić, to się przyczepi :) Mam nadzieję, że kolejne części też zostaną przeniesione na ekran.
Miałem się już zabierać za Altered Carbnon, ale widzę, że najpierw musi polecieć książka! :P Pozdrawiam!