Niektórzy z was mogą się zdziwić tym, co na blogu z przemyśleniami filmowo-książkowymi robi tekst o płycie z ćwiczeniami dodanej do wrześniowego SHAPEa. Ci jednak, którzy są ze mną dłużej wiedzą, że sprawy związane ze zdrowiem i formą bardzo mnie zajmują, ale na razie nie tak bardzo by mieć na nie osobnego bloga, dlatego też mam tutaj dział poradnikowy gdzie to wszystko ląduje. Zresztą odrobina kultury fizycznej przyda się każdemu, a już zwłaszcza blogerom i blogerkom spędzającym całe dnie na kanapie, krześle lub w fotelu. Mole książkowi, pracownicy biurowi, studenci i uczniowie- każdy powinien moim zdaniem poświęcić te trzy godzinki tygodniowo na rozruszanie ciała, bo wtedy i umysł lepiej pracuje.
SkomentujTag: fitness
Zacznę może od tego, że dodanie ostatniej płyty Ewy Chodakowskiej do SHAPEa z Jillian Michaels na okładce to moim zdaniem przejaw ironicznego poczucia humoru wydawców tego czasopisma (a właściwie folderu reklamowego). Nie dość, że wszyscy od dawna już wiedzą z kogo ściągnięte są te wszystkie zabójcze killery, to jeszcze teraz nie można mieć już wątpliwości skąd pochodzi pomysł na umieszczenie po lewicy i po prawicy dwóch osób wykonujących wersją dla mniej i bardziej zaawansowanych ćwiczących. Już mnie nawet szczególnie nie interesuje podchwytywanie czyichś pomysłów na wypromowanie swojej osoby. Bardziej jestem ciekawa tego, czy Ewa Chodakowska naprawdę nie boi się porównań (oczywistych w tej sytuacji) ze znaną na całym świecie trenerką, z którą chyba każda amatorka fitnessu spotkała się na początku swej drogi. Amerykańska trenerka jest prawdziwym mistrzem nie tylko ćwiczeń, ale także skutecznej motywacji (wszystkim podłamanym, zasmuconym i otyłym radzę z całego serca przeczytanie jej poradnika Bez ograniczeń; tak się motywuje ludzi nie robiąc z nich jednocześnie infantylnych idiotów), gdy tymczasem Ewie Chodakowskiej wytknąć można wiele błędów w tym względzie. Naprawdę bardzo niefortunnie się to wszystko ze sobą komponuje.
4 komentarzeJuż się gubię, nie ogarniam, ile tych płyt jest! Ledwo się człowiek przyzwyczai do jednej, już wychodzi kolejna, lepsza wersja ćwiczeń z naszą ulubioną trenerką. W zeszłym tygodniu pojawiła się następna płyta z serii Total Fitness, na której Ewa Chodakowska (przez niektórych zwana naszą ukochaną Ewcią) ćwiczy dla odmiany w towarzystwie dwóch umięśnionych panów. Ja jednak postanowiłam cofnąć się do początków serii i omówić najpierw płytę z maja, na której trenerka w pojedynkę poddaje się totalnemu fitnessowemu treningowi. Zacznę może od mojego zadziwienia faktem, że w swym reklamowo-promocyjnym zaangażowaniu trenerka postanowiła sprzedawać ,,swój” program klubom fitness w całej Polsce i po to, zdaje się, są te kolejne płyty. Dziwię się ponieważ jak by nie było, jej popularność opiera się na sympatii i oddaniu tysięcy zwykłych dziewczyn (i chłopaków) wdzięcznych właśnie za to, że nie muszą chodzić do klubów, tylko mogą sobie przy minimalnych kosztach posapać i popocić się w domowym zaciszu. Fanki/klientki Chodakowskiej w wielu komentarzach podkreślają, że to je głównie pociąga w płytach z ćwiczeniami. Ale to przecież nie ważne! Ważne, że ktoś na tej akcji sporo zarobi. A teraz do ćwiczeń.
KomentarzPanowie ze Sztangi i Casha znają odpowiedzi na wszystkie najważniejsze pytania. Aminokwasy przed czy po treningu? Koktajle czy batony energetyczne? Jaki podkoszulek najlepiej podkreśla biceps? Jaki jest najlepszy samoopalacz i krem depilujący? Jak sobie poradzić z impotencją wywołaną sterydami? No i oczywiście ile gramów białka na kilogram? Normalnie wiedzą wszystko. Czy nam się to podoba czy nie, takich chłopaków jest wśród nas mnóstwo (mam nadzieję, że nawet niektórzy przeczytają to co piszę) i właśnie dlatego Pain & Gain niedługo stanie się filmem kultowym. Oczywiście nie mam nic przeciwko, a co więcej, uważam także, że każda grupa, podgrupa czy subkultura może sobie czcić dowolne wytwory filmowe, opowiadające w końcu ich historię. Oglądając film o przygodach trzech niezbyt rozgarniętych kulturystów, nie można nie pomyśleć, że wszystko to jest bardzo prawdziwe, a jednocześnie groteskowo śmieszne.
KomentarzSkalpel był dla wielu miłośniczek fitnessu pierwszym spotkaniem z Ewą Chodakowską. Do dziś (choć minęło sporo czasu) ta płyta cieszy się dużą popularnością i każdy, kto chce z działalnością trenerki całej Polski zapoznawać się chronologicznie, zaczyna właśnie od tego treningu dla początkujących. Ja także zaczęłam od Skalpela i (nie licząc silnych bólów kręgosłupa, które wkrótce się pojawiły) nie wspominam tego doświadczenia aż tak źle, jak co niektórzy, najbardziej zagorzali przeciwnicy tych ćwiczeń. Muszę jednak przyznać, że długo musiałam się do nowej rutyny przyzwyczajać. Tak jak setki Polek, mnie także po pierwszej fali sympatii i uznania, nagranie z Ewą Chodakowską zaczęło po prostu irytować. Już pomijam same ćwiczenie i ich efekty (przytyłam po Chodakowskiej, szczególnie w dolnych partiach, które pod wpływem przysiadów szybko się poszerzyły).
29 komentarzyJeżeli po twojej głowie kołaczą się pytania typu ,,Czy przytyję od ćwiczeń z Chodakowską?”, albo szukasz sposobu na szybkie pozbycie się zbędnych kilogramów i słyszałaś, że ćwiczenia z sympatyczna panią Ewą działają cuda, z pewnością powinnaś przeczytać ten tekst. Są to oczywiście jedynie moje subiektywne uwagi, moja osobista recenzja płyty z treningiem Killer (choć niektórym komentującym wydaje się, ze nie mam prawa wypowiadać własnych opinie, no chyba że są wyłącznie pochlebne). Do Killera przeszłam zaraz po tym jak po dwóch miesiącach ze Skalpelem plecy bolały mnie już tak bardzo, że nie mogłam normalnie siedzieć. Dziwne, ale jak tylko odstawiłam machanie nogą w górę w i w dół nieskończoną ilość razy, ból ustąpił. Spotkanie z Killerem było mniej bolesne, ale równie przykre, tyle że z innych względów. Na początku pomyślałam sobie, że będzie to dobry środek zastępczy dla biegania, ponieważ nie zawsze mogłam wybrać się na ścieżkę biegową czy do lasu, a ćwiczenia interwałowe są na wszystkich forach fitnessowych polecane jako najlepszy sposób na poprawę kondycji (w szczególności wydolności, na której bardzo mi zależało). Już po pierwszym treningu zrozumiałam skąd się wzięła nazwa tego programu.
52 komentarzeJak niedawno sama autorka zapowiedziała w dość słabym wywiadzie do Vivy, kolejnej książki guru finessu możemy się spodziewać dopiero jesienią. Na pocieszenie jednak cały czas wychodzą jej kolejne płyty, zatem ciepłej i motywującej obecności Ewy Chodakowskiej w naszych domach raczej w najbliższym czasie nie zabraknie. Jej ostatni owoc współpracy z Shapem to płyta z serii Total Fitness, na której dla odmiany nie ona sama, ale doświadczony i doceniany instruktor Tomek Choiński, prezentuje trening… no cóż, nazwijmy go ogólnorozwojowym. Od razu zaznaczę, że jeżeli miałyście/mieliście wrażenie, że poprzednie płyty były za ciężki i za dziwne, to ta wyda Wam się zadziwiająco prosta. Ćwiczenia, zdaje się wymyślone wspólnie przez Chodakowską, Shape’a i trenerów fitnessu z całej Polski (choć tłumaczenie o co chodzi było wyjątkowe mętne) i prezentowane przez sympatycznego pana Tomka, chyba nikomu nie wydadzą za ciężkie lub za trudne. Problemy mogłaby mieć ewentualnie tylko schorowana emerytka z zaburzeniami równowagi i jednym okiem, ale i tak pewno by sobie poradziła z tym ,,treningiem”. Coś mam wrażenie, że pani Chodakowska przejęła się tym, co niektórzy mówili o jej killerach i postanowiła pokazać bardziej przyjazne oblicze fitnessu, tyle, że moim zdaniem za bardzo przegięła w drugą stronę. Choć przećwiczyłam ten trening wiele razy, w tym na głodniaka i w strasznym upale, to jednak ani razu się nie zmęczyłam. Jeżeli zatem jesteście początkujące/początkujący, to najlepiej zacznijcie od tej właśnie płyty z lipcowego numeru. Oczywiście jako początkujący rozumiem to, że ostatnie 3 lata spędziliście w łóżku lub na kanapie, ruszając jedynie palcem po pilocie lub klawiaturze.
4 komentarze