Internet się zagotował od njusów na temat tego filmu. Oburzenie i zgorszenie powszechne, ale i tak spodziewać się można prawdziwych tłumów w kinie. Nie dość, że gwiazdorska obsada (Natalie Portman i Julianne Moore w rolach głównych), to jeszcze kontrowersyjny temat pedofilii. Gdy zaczną to puszczać w polsatowskich hitach tygodnia, starsze panie oszaleją, bo ileż można się oburzać na dokumenty o pedofilii wśród polskiego kleru czy o przemytnikach ludzi z dalekiej Azji czy Afryki. I choć film jest wykorzystaniem prawdziwego ludzkiego cierpienia, można mu zarzucić robienie z przestępczyni celebrytki i gloryfikowanie patologicznych zachowań, to równocześnie pokazuje jak wielkie spustoszenie w życiu ofiar sieje pedofilia i jak ogromny wpływ ma na całe otoczenie.
Historia prawdziwa, a jak zmyślona
To nie dokument, ale, pomijając kilka szczegółów, mógłby nim być, gdyż nowy film Todda Haynesa opowiada historię wprost dosłownie czerpiącą z prawdziwych wydarzeń. W 1997 roku amerykańska nauczycielka Mary Kay Letourneau została skazana za gwałt na swym 12-letnim uczniu. Szczegóły tej relacji są znane całej Ameryce, gdyż po głośnym procesie i odsiedzeniu kilku miesięcy Mary Kay (wbrew nakazom sądu) ponownie nawiązała relację z chłopakiem, za co czekał ją wieloletni wyrok. Kobieta urodziła Vili’emu Fualaau dwie córki, które, z racji jej pobytu w więzieniu, wychowywała matka chłopaka. Po zakończeniu jej wyroku, para wzięła ślub i razem wychowywała dzieci. To właśnie ten okres, gdy pozornie wszystko co najgorsze już się stało, jest przedmiotem naszego zainteresowania w Obsesji.
Po obejrzeniu kilku wywiadów jakich para, razem i osobno udzieliła, po przeczytaniu tych wszystkich niesamowicie brzmiących nagłówków gazet, podchodzi się do oglądania z bardzo mieszanymi uczuciami. Z jednej strony centrum naszego zainteresowania jest skazana na więzienie pedofilka, ale z drugiej strony nie sposób wyrzucić z główny słów obojga, twierdzących, że połączyła ich prawdziwa miłość, czego dowodem ma być długotrwałość ich związku. I tak biedny skołowany widz zostaje postawiony w sytuacji, w której właściwie kibicuje pięknej i inteligentnej kobiecie, które akurat miała pecha, że jej wybranek był od niej odrobinę młodszy.
Pojedynek gigantek
Akcja filmu rozgrywa się w krótkim czasie, kiedy to do rodziny Gracie (Julianne Moore) i Joego (Charles Melton) dołącza aktorka Elizabeth Berry (Natalie Portman). Małżonkowie zgodzili się ją nieco wtajemniczyć we własne życie, gdyż ma ona zagrać Gracie w nowym filmie, który rzekomo wreszcie odda ich wielkiemu romansowi sprawiedliwość. Szczególnie Gracie jest gotowa na wiele, by przekonać Elizabeth o sile łączącego ją z młodym mężem uczucia, tak, by świat wreszcie zobaczył jakim niewiniątkiem, wręcz świętą jest ona i jak niesprawiedliwie została potraktowana. W tym wszystkim (wśród licznych rozmów pań, wywiadów z pozostałymi członkami rodziny, w całej tej dziwności) biedny Joe przesuwa się nieśmiało niczym bierny rekwizyt, a przecież jego historia jest tu najważniejsza.
Przede wszystkim cały czas mamy w pamięci wydarzenia sprzed lat. Wraz z Elizabeth drobiazgowo badamy okoliczności w jakich dojrzała mężatka, matka czworga dzieci i szanowany członek lokalnej społeczności, poznaje nastoletniego chłopca, kolegę własnego syna i zakochuje się w nim bez pamięci. Widzimy ciągle tego samego chłopca, uwięzionego w ciele dojrzałego mężczyzny, który jest zagubiony, zahukany, w stosunku do żony bardzo uległy, a przy własnych dzieciach zachowujący się jak ich rówieśnik. Oddaje się tu sprawiedliwość Joemu, a przez niego także Vili’emu, któremu pedofilia zabrała dzieciństwo i szanse na dojrzałość.
Drugim planem jest dziwne starcie Gracie i Elizabeth. Starsza kobieta staje się coraz bardziej godną naszej sympatii, gdy zaczyna jej zagrażać młoda i zdeterminowana piękność, jakby prawdziwy czarny charakter tej historii. Aktorka robi wszystko by dosłownie wcielić się w bohaterkę, którą ma zagrać i nie waha się przed niczym, by ten cel zrealizować. Sceny czytania listu czy wspólny makeup przed lustrem, aż przyprawiają o ciarki. Zarówno Portman, jak i Moore, wzbijają się tutaj na wyżyny swojego dramatycznego talentu, choć muszę przyznać, że Moore jest tu bardziej wiarygodna. Jej uwierzę we wszystko, nawet w to, że jej bohaterka to delikatny kwiatuszek, bardzo kobieca i zwiewna istota, która żyje dla miłości, choć jednocześnie pod jej skórą kryje się drapieżna bestia, prawdziwy wąż pożerający niewinnego motylka (taka symbolika ciągle się tu przewija). Portman jest tak zrośnięta ze swoimi poprzednimi rolami niewinnych dziewcząt, że te jej sarnie oczęta średnio mnie przekonały do wyrachowanych pobudek i zimnych seksualnych kalkulacji. No ale to i tak najlepsze kobiece aktorstwo jakie widziałam w ciągu ostatniego roku.
Kobieta? Szok!
Jest w tej opowieści wiele takich spraw, przy których aż mózg się zatrzymuje i przez długi czas trawi, to co przyswoił. Są to głównie pytania typu ,,Czy Mary Kay byłą rzeczywiście chora psychicznie i stąd jej zachowanie?”, ,,Czy oburza nas tak samo, gdy role są odwrócone i dorosły mężczyzna wiąże się z nastolatką?”, ,,Jak Vili zniósł poczucie krzywdy, a jednocześnie ,,męskiej” dumy po tym co się stało?”. W Obsesji Gracie funkcjonuje w na pozór serdecznej i ciepłej atmosferze rodziny i najbliższego sąsiedztwa, a jednak całe jej otoczenie to ludzie, którzy tolerują zło, jakie wyrządzono kiedyś dziecku. Co to mówi o społeczeństwie. Z drugiej strony kobieta przynajmniej odsiedziała swój wyrok, a nie została tylko przeniesiona do innej parafii. Myślę, że temperatura sporów wokół tego filmu nie byłaby aż tak wysoka, gdyby tu nie chodziło o kobietę.
Prawdziwą Mary Kay media swego czasu usprawiedliwiały w różny sposób. Powoływano się na wczesną dojrzałość Vili’ego, to, że miał inne dziewczyny, a także na to, że prawdziwa miłość nie wybiera oraz, że Mary Kay miała trudne dzieciństwo i kłopoty w małżeństwie. Jak dla mnie, jednym, co może jakoś tłumaczyć, choć nie usprawiedliwiać, jej poczynania, jest choroba psychiczna, którą reżyser w ciekawy sposób uchwycił na ekranie. Gracie jest bardzo niestabilna emocjonalnie, bardzo kontrolująca i manipulująca. Z uroczego kwiatuszka łatwo przechodzi w fazę wrednej zołzy, co widać w scenach z córką i na koniec z Elizabeth. Psychologowie z YT mają kilka teorii, wśród nich takie, że Mary Kay miała narcystyczną, psychopatyczną osobowość, zaburzenia dwubiegunowe i borderline. Jaka jest prawda, nikt poza Vilim Fualaau nie wie, ale to, że on sam spieniężał swoją historię w śniadaniówkach, już nam bardzo wiele mówi o stopniu pokiereszowania jego psychiki. No i pamiętajmy o tym, że w sumie, z pierwszym mężem i Vilim, Mary Kay miała szóstkę dzieci, które nadal muszą to wszystko dźwigać. I to prawdziwe życie napisało taki scenariusz.
Komentarze