Pomiń zawartość →

Tag: Mia Wasikowska

Crimson Peak. Wzgórze krwi

Wzgórze krwi to z jednej strony prawdziwa uczta wizualna, ze scenografią i kostiumami dopracowanymi do perfekcji. Wspaniała jest także aktorska obsada, robiąca co może, by ożywić nieco drętwe dialogi. Z drugiej jednak strony fabuła nie zachwyca innowacyjnością. Osoby nie przyzwyczajone do dość typowych schematów romansów gotyckich, nie zaczytujące się w dziewiętnastowiecznej literaturze, mogą być tym filmem zwyczajnie znudzone. Mnie się bardzo podobał ten mroczny prawie horror, ale muszę przyznać, że wciąż musiałam sobie przypominać, że za brak oryginalności odpowiada konwencja, jaką wybrał del Toro. No i raczej, mimo całego piękna absolutnie wszystkich ujęć, drugi raz bym na to do kina nie poszła.

Skomentuj

Pani Bovary

Do odbioru tego filmu przygotowałam się bardzo dobrze, gdyż przez ostatnie trzy miesiące podczas każdej podróży samochodem odsłuchiwałam audiobooka ze wspaniałam interpretacją tekstu Flauberta w wykonaniu Małgorzaty Kożuchowskiej. Nie oglądam aktorki już na ekranie, ale słuchać uwielbiam i uważam, że jest nawet lepszą lektorką niż Anna Dereszowska, moja wieloletnia faworytka. Głos Kożuchowskiej idealnie stapia się na nagraniu z osobowością chimerycznej i sfrustrowanej Emmy Bovary, która nie może doszukać się głębszego sensu w swym pospolitym wiejskim żywocie. Tyle klasy, zmysłowości, wdzięku i dowcipu nie słyszałam w głosie od dawna. Kożuchowska ma prawdziwy dar do wcielenia się głosowego w różne postaci, także męskie, co czyni z ironią i pobłażliwością, zwłaszcza gdy daje przemówić Karolowi. Dzięki jej talentowi ze słuchania wyniosłam nawet więcej niż z lektury wersji drukowanej, gdyż, jako typowa dyslektyczka, nie mam pojęcia o francuskiej wymowie, która aktorce przychodzi tak naturalnie i daje mi pojęcie o tym jak to mogło w oryginale brzmieć. No fantastyczna sprawa i każdemu, kto ma na to czas, polecam lekturę, przesłuchanie audiobooka, a następnie dopiero oglądanie filmu i to niekoniecznie wersji z Mią Wasikowską, gdyż w tym wypadku możecie się srodze zawieść.

Komentarz

Mapy gwiazd

Mapy gwiazd to jeden z tych filmów, podczas oglądania których nasze serce mówi nam, że jest nudno, nieciekawie, sztywno, ale mózg jednocześnie podpowiada, że to będzie film, który zyska status kultowego i pewno będą go cytować w całej masie innych produkcji. Chodzi nie tyle o uznanego reżysera (słynącego z zamiłowania do ostrej satyry Davida Cronenberga), co o tematykę. Cóż bowiem fabryka snów kocha bardziej niż analizowanie samej siebie. Chciałabym napisać, że prezentowany tu obraz Hollywood to zachwycające widowisko, pełne utalentowanych, charyzmatycznych artystów, ale tak niestety nie jest. Ten zimny, suchy, sterylny film prezentuje zbiorowisko upadłych gwiazd, które nie tylko nie są dobrymi aktorami, ale nawet ludzie z nich marni.

Skomentuj

The Double

Poprzedni tydzień na blogu poświęcony był lekkim, letnim przyjemnościom, a w tym tygodniu dryfujemy bardziej w sferę oparów absurdu. Jest to absurd różnoraki, czasem zapewne (jak w przypadku nowego filmu z panem Arnoldem) niezamierzony, a czasem wręcz przeciwnie (jak w Life’s Too Short), wszystko się na nim opiera. Śmieszno-dziwno-straszne klimaty są dominującym motywem The Double, a w kolejnych dniach opiszę także swoje wrażenia z lektury nowej książki Terry’ego Pratchetta, oraz z seansu Grand Budapest Hotel, Teorii wszystkiego oraz Wrong (jeszcze nie wiem czy dam radę napisać cokolwiek o morderczej oponie, bo to chyba zbyt surrealistyczne, nawet jak dla mojego mózgu).

2 komentarze

Tracks

To wprost idealny film na obecną pogodę. Jeżeli gotujecie się we własnych sokach, zdrapujecie skórę złażącą po przypieczeniach lub zastanawiacie się w co się ubrać, żeby nie dostać udaru w drodze do sklepu po wodę, popatrzcie sobie na kogoś, kto z własnej woli miał tysiąc razy gorzej i to niemal przez rok. Tracks to oparta na faktach opowieść o młodej kobiecie, która postanawia samotnie przemierzyć australijską pustynię, od Alice Springs do Oceanu Indyjskiego. W 1977 Robyn Davidson naprawdę tego dokonała, a teraz my na ekranie możemy sobie obejrzeć ze szczegółami jak mała, bladolica dzieweczka poradziła sobie ze skwarem, przy którym nasze upały to miła, orzeźwiająca bryza.

Skomentuj

Tylko kochankowie przeżyją (Only Lovers Left Alive)

Szok, niedowierzanie, rozczarowanie. Od seansu tego filmu kołacze się w mojej głowie tylko jedno pytanie: Czy można było uniknąć tej psychicznej masakry, której poddałam się przecież dobrowolnie, a nawet z wielka ochotą? Niestety muszę stwierdzić, że tak. Nieopacznie wypchałam jakoś z pamięci męki jakie przeżywałam oglądając poprzedni film Jima Jarmuscha, czyli The Limits of Control. Pamiętacie to jeszcze? Tak, to ten o czarnoskórym panu zamawiającym po dwie kawy w osobnych filiżankach, któremu różni dziwni ludzie przynoszą zakodowane wiadomości w pudełkach po zapałkach. Wiem, że trudno to sobie wyobrazić, ale Tylko kochankowie przeżyją jest jeszcze gorszy. Dwa słowa, które najlepiej oddają to co oglądamy na ekranie, to pretensjonalna kupa.

2 komentarze

Stoker

Dawno wizyta w kinie nie sprawiła mi aż takiej radości. Stoker to prawdziwa uczta kinomana, która na tle tandetnych amerykańskich produkcji o superbohaterach, które właśnie wchodzą do kin, jest prawdziwym filmowym klejnotem. Nie ma tu absolutnie żadnych zbędnych elementów, a każde słowo, każde ujęcie są dokładnie przemyślane i wkomponowane w budzącą fascynację i przerażenie całość.

Być może mój zachwyt jest spowodowany dużym przywiązaniem do poprzednich filmów reżysera i autora zdjęć do Stokera. Rzeczywiście trylogia o zemście, a szczególnie już Oldboy na zawsze zaciążyły na moim rozwoju psychicznym. Bardzo cieszy mnie też fakt, że podobnie jak w Stokerze, w nowym filmie Parka intryga również zawiązuje się wokół zbrodni sprzed lat, kazirodczego związku i oczywiście jedzenia. (Pamiętacie jak w koreańskim przeboju Parka główny bohater wcina pierożki i wielgachną żywą ośmiornicę? W jego amerykańskim dreszczowcu również nie za zabrakło takich smakowitości).

Skomentuj