Pomiń zawartość →

Trociny Krzyszofa Vargi

Wiele osób podchodzi do Trocin Krzysztofa Vargi z mylnym założeniem, że to tylko groteskowo przejaskrawiony obraz współczesnej Polski. Nie dajcie się jednak zwieźć, drodzy przyjaciele. To o czym pisze Varga istnieje realnie i to w dokładnie takiej formie, jaka została uwieczniona na kartach tej znakomitej powieści. Powinno się ją czytać jak dokument o stanie duchowym i materialnym polskiej społeczności, która została tu sportretowana z fotograficzną dokładnością. Nie ma żadnego przerysowania. Jest tylko prawda.

Utwór ma formę wyznania, a raczej spowiedzi z całego życia, pięćdziesięciolatka umęczonego beznadzieją życia, a w szczególności polskością. Piotr ma bardzo niewdzięczną pracę. Jego firma bez przerwy wysyła go w podróże służbowe, co daje mu jednak niepowtarzalną okazję na poczynienie wielu ciekawych obserwacji antropologicznych. Jego badania nad gatunkiem ludzkim zasmucają bardzo, ponieważ są niewiarygodnie prawdziwe. Wprost nie mogłam oderwać się od lektury tego słownego arcydzieła, a co drugie zdanie skutkowało pojawieniem się w mej głowie neonowego napisu o treści „Myślę dokładnie tak samo”. Ani jedno negatywne uczucie towarzyszące bohaterowi tej prozy nie było dla mnie niezrozumiałe czy dziwne. Jego droga krzyżowa, a raczej pielgrzymka, bo przecież ciągle podróżuje, jest męką każdego obywatela zamieszkującego ten nieszczęsny kraj.

Mówienie o tym, że Varga coś wyolbrzymia jest tylko formą racjonalizacji tego co dzieje się z nami i wokół nas. Ilu czytelników ma odwagę przyznać, że jest są częścią tej złej, głupiej i leniwej magmy społecznej zamieszkującej tereny nad Wisłą.

W precyzyjny i okrutny sposób Varga ukazuje tragiczny los myślących jednostek zmuszonych do życia na tej intelektualnej pustyni, gdzie od wieków rządzi bylejakość, nietolerancja i marazm. Bycie ignorantem i głupkiem nie jest jeszcze takie złe, ale bycie wrażliwym chłopcem a potem mężczyzną, żyjącym pośród ignorantów i głupków to prawdziwe nieszczęście. Frustracja wynikająca z opisu takiego życia doprowadza czytelnika na skraj wytrzymałości psychicznej, ale jednak nie można się od tej książki oderwać.

Dialogi pociągowe i wiejska mentalność, toksyczni rodzice i wredna żona, wstrętny kapuściano-ziemniaczany krajobraz i wątpliwa uroda blokowisk, a wszystko to opisane tak celnie i plastycznie, że można by przysiąc, że samemu słyszało się, widziało i myślało w ten sam sposób.

Trociny to moim zdaniem nie tylko powieść o polskim tu i teraz, ale także coś w rodzaju uniwersalnego traktatu filozoficznego. Powieść ukazuje nędzną kondycję jednostki ludzkiej, której całe bytowanie skupia się jedynie na napięciu i uldze, na czekaniu i rozczarowaniu, na gonitwie i niespełnieniu. Piotr – wszechczłowiek nigdy nie jest zadowolony, nie doznaje szczęścia, bo nie jest do tego kulturowo zaprogramowany jako członek narodu męczenników i frustratów.

Jeśli to co powyżej napisałam was nie przekonuje, to uwierzcie chociaż, że warto przeczytać Trociny ze względu na występującą tam galerię osobliwości, wśród których z pewnością odnajdziecie znienawidzonego szefa, chciwą byłą, matkę Polkę męczennicę lub ojca nieudacznika, którzy są żywcem wyjęci także z waszego życia.

A myślałam, że coś lepszego niż Tequila już się Vardze nie przydarzy.

Opublikowano w Książki

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *