Pomiń zawartość →

Tag: Marek Krajewski

Marek Krajewski, Arena szczurów (audiobook czytany przez Dariusza Bereskiego)

Co prawda jakiś czas temu obiecałam sobie, że odpuszczę lekturę kolejnych dzieł pana Krajewskiego, ale po namyśle uznałam, że skoro dałam radę prawie całemu cyklowi o Popielskim, to niemądrze by było nie zapoznać się z częścią wieńczącą dzieło. Jestem naprawdę wdzięczna Audiotece i Dariuszowi Bereskiemu, lektorowi czytającemu powieść, za to, że mogłam tego wysłuchać w samochodzie, bez straty cennego czasu w domu. Przy nagrywaniu stała się rzecz niezwykła, bo jakoś udało się podkreślić, a nawet dość karykaturalnie wyolbrzymić, te wszystkie cechy pisarstwa Krajewskiego, za które jest on zarówno nienawidzony, jak i kochany przez czytelników. O tym jak bardzo pan Bereski wczuł się w rolę, jak snobistyczny ton przyjmuje i jak potrafi nasączyć każde swoje słowo pretensjonalnością i samozadowoleniem, może świadczyć to, że niemal do końca audiobooka byłam przekonana o tym, iż to sam autor czyta swoje dzieło (co już przecież miało miejsce).

Komentarz

Leszek Herman, Sedinum. Wiadomość z podziemi

Znany szczeciński architekt wydał właśnie swoją pierwszą powieść, która już jest porównywana do twórczości Dana Browna. Po lekturze tych pasjonujących ośmiuset stron stwierdzam, że porównanie to jest jak najbardziej słuszne (w kilku miejscach autor światowych bestsellerów jest wprost przywoływany) i nie ma w tym absolutnie niczego złego. Osobiście bardzo cenię powieści Browna, który zapewnia nam od lat godziwą rozrywkę, a jednocześnie daje nam bezcenne lekcje na temat historii i sztuki najpiękniejszych europejskich miast. Teraz Herman robi to samo dla Szczecina i mogę się założyć, że już niedługo w tym mieście wszyscy będą znać Sedinum na wyrywki, w szkołach i na uczelniach będą specjalne bloki tematyczne na temat poszczególnych wątków powieści, a grubiutki tom ze specyficzną okładką stanie się najbardziej znaną zachodniopomorską pamiątką, bez której wycieczka po regionie nie będzie się liczyć. I pomyśleć, że do niedawna mogliśmy tylko zazdrościć Wrocławiowi promocji jaką zapewniał mu Marek Krajewski.

11 komentarzy

Koniec świata w Breslau we Wrocławskim Teatrze Współczesnym

W niedzielę po raz ostatni odwiedziłam Współczesny. Nigdy więcej nie dam sobie tego zrobić. Przez całe przedstawienie psioczyłam na własną głupotę i naiwność, które kazały mi przyjechać ze Szczecina specjalnie na Koniec świata w Breslau, choć żadnych recenzji jeszcze nie było, a i fanką książek Krajewskiego już od dawna nie jestem. Niestety, bardzo lubię Wrocław i oczami wyobraźni już widziałam stylowe, może nawet lekko kiczowate przedstawienie w odcieniu nostalgicznej sepii, w którym elegancki radca kryminalny Eberhard Mock z nienaganną dykcją i podziwu godną erudycją opowiada nam o przedwojennym świecie i jego mrocznych zbrodniach. To by była najlepsza reklama miasta w historii, wystarczyło tylko nie popsuć prozy Krajewskiego, która moim zdaniem nie nadaje się do artystycznych eksperymentów, ale porządne przedstawienie da się z niej jak najbardziej ulepić. Och jakże się myliłam!

26 komentarzy

Władca liczb Marka Krajewskiego

Już dawno przestałam spodziewać się po kryminałach Marka Krajewskiego czegoś oryginalnego, stylowego czy zaskakującego. Ostatnio doszłam nawet do wniosku, że tak bardzo my (czyli czytelnicy) tęsknimy za Mockiem, wcale nie dlatego, że opisy jego przygód były szczególnie odkrywcze, ale dlatego że po prostu były pierwsze. Od wielu już lat dostajemy na jesień kolejny tom skonstruowany wedle tych samych zasad i cieszą mnie wypowiedzi autora o jego świadomej seryjnej produkcji oraz o tym, że jest rzemieślnikiem, a nie artystą słowa. Jednocześnie mam niemiłe wrażenie, że jest to tylko forma obrony przed krytyką, ponieważ ze stopnia pretensjonalności kolejnych tekstów wynika jasno, że gdyby ktoś jednak nazwał go mistrzem kryminału i przyznał jakąś znaczącą nagrodę literacką, to wcale by się pisarz nie obraził.

Komentarz

W otchłani mroku Marka Krajewskiego

Czy też macie wrażenie, że z każdą powieścią Marka Krajewskiego jest odrobinę gorzej niż z poprzednią. Lekturą pierwszych książek o Eberhardzie Mocku i Edwardzie Popielskim byłam wprost zauroczona. Bardzo odpowiadała mi ta mroczna stylistyka i poczucie zagubienia w przedwojennym świecie. Do dzieł wychodzących ostatnio nie mam już tyle serca i drażni mnie w nich coraz więcej spraw. Podczas lektury W otchłani mroku zrozumiałam zresztą na czym głównie opiera się moja niechęć. Powieść nie jest zanurzona, tak jak pierwsze utwory Krajewskiego, w cudownym świecie przedwojennego Wrocławia, tylko w brudnym, szarym i kaprawym Wrocławiu z czasów, gdy władze komunistyczne zasadzały się w Polsce na dobre. Wojna się skończyła i Wrocław wraz z Lwowem straciły bezpowrotnie swój urok, także czytelniczy. A co zostaje?

2 komentarze