Pomiń zawartość →

Tag: Benoît Poelvoorde

Komedie, które nie są komediami (Band Aid, Babka, Nauczycielka i dwa filmy z Virginie Efira)

Zacznę może od tego, że poprzedni tydzień był jednym z najgorszych, a na pewno najsmutniejszych w moim życiu. No po prostu katastrofa na całej linii, dół z którego nie można się wygrzebać więc się leży i patrzy co jeszcze spadnie nam z góry na głowę. Jedynym, co mogło mnie wyciągnąć z tej totalnej deprechy mogły być filmy, a konkretniej komedie, które pozwalają na chwilę zapomnieć o problemach lub utopić je w morzu wylanych ze śmiechu łez. Darek podjął wyzwanie i rozpoczął poszukiwania dobrych komedii, ale niestety, żaden z tych filmów nie spełnił swojego zadania. Jedynym, co mnie rozśmieszyło było to, że im bardziej mój mąż starał się znaleźć coś rozweselającego, tym smutniejsza produkcja się trafiała. Po obejrzeniu całej serii dołujących filmów sądzę, że dystrybutorzy robią to specjalnie, tzn, opisują co tylko się da jako komedię, wiedząc, że chętniej je oglądamy niż na przykład dramaty. Druga opcja jest taka, że zwyczajnie nie łapię zawartego w tych komediach dowcipu i tyle.

Skomentuj

Zupełnie Nowy Testament

Jestem tym filmem po prostu oczarowana. Od czasów Amelii żadna francuska komedia aż tak mi się nie podobała i sądząc po odgłosach z sali kinowej, inni widzowie podzielają mój entuzjazm. Z zapowiedzi wynikało, że będzie to coś w rodzaju biblijnej parodii, a dostajemy piękną, wręcz magiczną opowieść o miłości i tolerancji. No i co najważniejsze, śmiechu jest co niemiara. Humor tu raczej szalony, surrealistyczny i pomysłowy, ale zapewniam, że wszystko podane jest tak uroczo, iż z pewnością nikt nie poczuje się obrażony. Trzeba być chyba naprawdę pozbawionym poczucia humoru, ponurym i zgryźliwym katolikiem, by czuć się dotkniętym żartami z Pana Boga i jego całej nieboskiej rodziny, a przynajmniej tak mi się nieempatycznie wydaje.

Komentarz

3 serca

To jeden z tych filmów, po obejrzeniu których serdecznie żałujemy, że już nigdy nie odzyskamy straconych dwóch godzin. W tym czasie mogłam robić wszystko: spać, gapić się w ścianę, rozmawiać z psem, a każde z tych zajęć byłoby bardziej satysfakcjonujące niż obejrzenie 3 serc. Ten dramat jest dramatyczny zarówno dosłownie jak i w przenośni, dla artystów i dla widzów. Prawie tak samo żałuję aktorów, którzy zagrali w tej chaotycznej i nudnej opowieści o miłości, jak i samej siebie, że musiałam na to patrzeć. No, wyżaliłam się trochę, a teraz do rzeczy.

Skomentuj

Miejsce na ziemi

Wbrew tytułowi ten film jest o ludziach, którzy nie mają swojego miejsca na ziemi. Niczym bohaterowie ulubionej lektury szkolnej wszystkich Polaków, są psychicznie bezdomni, zagubieni i totalnie zamknięci w sobie. Zabierając się za oglądanie tej francusko-belgijskiej produkcji, należy się uzbroić w cierpliwość i dokopać do wewnętrznych pokładów wrażliwości, empatii i subtelności (wyobraźcie sobie jakie to trudne dla takiego pancernika jak ja), ponieważ nie jest to produkcja z gatunku łatwych i przyjemnych komedii (choć można się natknąć też na takie opisy). Choć filmy, które obejrzałam do tej pory na French Film Festival były raczej słodko-gorzkie, to jednak w tym tej goryczy jest zdecydowanie najwięcej.

Skomentuj

Przepis na miłość

Dziś kontynuujemy temat bardzo dziewczyńskiego kina na pochmurne wieczory. Poza dramatami kostiumowymi, najlepsze są w tym gatunku zdecydowanie francuskie komedie, a wśród nich najbardziej przytulaśna, czyli Przepis na miłość (przy okazji coś do kącika gastronomicznego). Wątpię by prawdziwi wielbiciele francuskich komedii nie widzieli już tego filmu, ale może jeszcze uda się kogoś zachęcić. W końcu, co może być lepszego na tę paskudną pogodę niż ciepły film o ekscentrykach mówiących zmysłowym francuskim i zajadających się wykwintnymi czekoladkami?

3 komentarze

Mój najgorszy koszmar

Francuskie komedie romantyczne chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. W porównaniu na przykład z amerykańskimi romansidłami, jest to przebogaty gatunek, w którym nie chodzi jedynie o kilka durnych żartów i cukierkowo słodkie szczęśliwe zakończenie. Francuskie komedie bywają słodko-gorzkie lub surrealistycznie odjechane, ale jeszcze nigdy na żadnej się nie nudziłam. Każdy tytuł to kolejna niespodzianka. Podobnie było też z Moim największym koszmarem. Już po kilku minutach wydawał mi się, że wiem jak to się musi skończyć. Oczywiście, że sztywna, bogata, artystyczna i intelektualna Agathe (Isabelle Huppert) w końcu zakocha się z wzajemnością w trochę obleśnym, biednym, źle wychowanym Patricku (Benoît Poelvoorde). Z grubsza tak się właśnie później dzieje, ale jak do tego dochodzi, to naprawdę niesamowita sprawa.

Skomentuj