Pomiń zawartość →

Zabliźnione serca Maxa Blechera

Max Blecher to przedwojenny rumuński pisarz, którego twórczość porównuje się dziś do dzieł Kafki, Schulza i Manna. Jego krótki, ale intensywny przebłysk talentu przypadł na okres, gdy był on już bardzo chory. Podczas studiów w Paryżu zdiagnozowano u niego tzw. gruźlicę kręgosłupa, czyli chorobę Potta, przez co cień śmierci kładzie się na wszystkim co potem napisał. Zabliźnione serca to powieść w dużej części autobiograficzna, z upiornym realizmem opisująca rok z życia studiującego w Paryżu chemię Emanuela, który (podobnie jak sam autor) zaraz po zdiagnozowaniu śmiertelnej choroby kości, udał się do sanatorium Berck-sur-Mer nad kanałem La Manche.

Trudno właściwie powiedzieć, że Emanuel jest głównym bohaterem żabliźnionych serc, ponieważ bardziej niż jemu, dzieło poświęcono chorobie, której chłopak, jak i jego sanatoryjni towarzysze, są jakby tylko pojedynczymi przejawami. Choroba Potta to, jak się dowiadujemy z fascynująco obrzydliwych opisów Blechera, to stan związany z ciężką infekcją bakteryjną kości, która powoli i boleśnie rozkłada ludzki szkielet, skazując człowieka na śmierć w męczarniach. Zainfekowany może być najpierw pojedynczy kręg kręgosłupa, ale także kość palca lub stopy. Choroba ta wiąże się także z ropnymi naciekami i wrzodami na skórze, przez które odsysa się ropę z wnętrza ciała, aż od kości. Receptą przedwojennych lekarzy na tę dolegliwość, było zagipsowywanie chorego w chorym miejscu. Miało to odciążać dany fragment ciała i skłonić je do regeneracji. Jako że sanatorium Berck specjalizowało się w leczeniu (a raczej przechowywaniu) chorych na gruźlicę kości, pełne ono było żywych gipsowych mumii, przypominających owady w swych ciężkich zewnętrznych szkieletach. W przypadkach takich jak Emanuela, trzeba było gipsować praktycznie cały tułów, przez co chory mógł obrać jedynie pozycję leżącą. By ułatwić ,,normalne” życie pensjonariuszom, dawano im do dyspozycji specjalne jeżdżące łóżka, a nawet powozy, którymi sami powozili. Wyobraźcie sobie kilka miesięcy, a nawet lat, w gipsowej trumnie i to w pozycji horyzontalnej. Z łózka naprawdę patrzy się na życie z zupełnie innej perspektywy, w przenośni i dosłownie.

Krótka powieść Blechera to wspaniała próbka realizmu magicznego, o bardzo specyficznym uroku. Jej lektura przywodzi na myśl Sanatorium Pod Klepsydrą, ale głównie Czarodziejską Górę Tomasza Manna (jest do niej wręcz bliźniaczo podobna, tylko mniejsza w skali). Emanuel jest pasywnym uczestnikiem sanatoryjnych rytuałów, w świat których wprowadza czytelnika. Poznajemy wraz z nim galerię bardzo dziwnych indywiduów, wśród których jest polska arystokratka, chłopak pozujący do pornograficznych zdjęć, a nawet umierająca orientalna piękność. Wszystko jest tu tak jakby od niechcenia naszkicowane, a jednak niektóre postaci i sceny tak zapadają w pamięć, że zwyczajnie nie da się ich wyrzucić z głowy. Zabliźnione serca z każdą strona (ach czemu jest ich tak niewiele?!) przynoszą ze sobą niezwykłe niespodzianki. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek dowiem się jak to jest gdy lekarz odsysa ci wielką igłą ropę z biodra, a potem zostawia to jeszcze ciepłe zielonkawo-żółte cudo w butelce na stoliku, chyba jako swoiste trofeum. Nie zastanawiałam się też do tej pory jak może wyglądać seks ludzi zamkniętych szczelnie w gipsowych gorsetach. A już wspinania się po wydmach leżąc w powozie zupełnie się nie spodziewałam. Cóż by z tego był za dziwaczy film!

Prócz bardzo oryginalnych postaci i zdarzeń (które o dziwo są prawdopodobnie zaczerpnięte z rzeczywistości) wielką zaletą Zabliźnionych serc jest jasny, klarowny, spokojny styl Maxa Blechera. Autor podarował czytelnikom bukiet bardzo trafnych obserwacji na temat natury wielu rzeczy i zjawisk, które wiedząc że umiera, widział przecież z niezwykłą jasnością, a jednocześnie potrafił się powstrzymać przez zastosowaniem zbyt zawiłej, męczącej formy czy przed zagłębianiem się w liczne niuanse filozoficzne.

Zabliźnione serca to pozycja obowiązkowa dla wszystkich wielbicieli literatury międzywojennej.

Opublikowano w Książki

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *