Nie jest to może dzieło godne Złotej Kaczki na Festiwalu w Pekinie, ale też nie ma zupełnego rozczarowania i tragedii. Oczywiście na podstawie zapowiedzi można było liczyć na coś bardziej perwersyjnego i wciągającego, ale jeśli ktoś lubi dobre (literackie) historie to mu się U niej w domu z pewnością spodoba.
Historia rozpoczyna się banalnie. Podstarzały nauczyciel rozczarowany swoim brakiem dokonań oraz coraz gorszymi uczniami pojawiającymi się w jego liceum, natyka się nagle na prawdziwy diament, w postaci Claude’a Garcii. Uczeń przejawia ogromny talent do snucia opowieści i szybko nawiązuje specyficzną grę ze swoim mistrzem. Na pewno znacie ten stan, to uczucie w żołądku, gdy dostaje się w wasze łapki książka, na którą długo czekaliście, wiedząc, że będzie dobra, a potem nie możecie się odkleić od pomysłowej fabuły przez kilka dni, aż do ostatniej strony. Zagorzałym czytelnikom zdarzają się takie stany totalnego oczarowania literaturą, gdy są wręcz wyłączeni z normalnego funkcjonowania (mnie samej zdarza się to dosyć często, co chyba niezbyt dobrze świadczy o moim guście literackim; ostatnio miałam tak przy Filarach Ziemi, aż wstyd się przyznać). Właśnie takie coś spada na Germaina, choć już myślał, że o literaturze wie wszystko i nic ciekawego go więcej w nie czeka.
Postać demonicznego nastolatka jest już zupełnie ograna w kinie i literaturze, ale ten chłopak wnosi swoją niewielką cząstkę świeżości do obrazu uwodzicielskiej, drapieżnej młodości. Claude’a jak można się szybko zorientować, interesuje głównie uwodzenie otoczenia. Kieruje nim wszechwładna potrzeba akceptacji i nie ma w tym nic dziwnego, skoro matka go opuściła, a on został z ubogim ojcem kaleką. Swoje szalone ambicje względem rówieśników i dorosłych realizuje za pośrednictwem jedynego dostępnego środka, czyli słów. O dziwo, udaje mu się. Uwodzi (a raczej nabiera) kolejno ciapowatego kolegę (pocałunek), jego ojca, jego matkę (dwa pocałunki) swojego nauczyciela, oraz jego żonę (stosunek albo fikcja). Przy czym warto zauważyć, że grający Clauda Ernst Umhauer ma tak demoniczny, zawzięty uśmieszek, a oczy mu się tak dziwnie mrużą, że z pewnością bardziej niż o estetyczne czy wręcz erotyczne uwiedzenie, chodzi mu o zdominowanie tych przedstawicieli klasy średniej, zawładnięcie ich życiem i zamieszanie w taki sposób, by musieli przyznać wyższość utalentowanemu synowi biednego kalekiego robotnika.
Choć sugeruje go tytuł, to wątek uwiedzenia matki kolegi nie zajmuje szczególnie wiele miejsca w opowieści Ozona. Zresztą, wypada tutaj wspomnieć, że grająca Esther, Emanuelle Seigner, nie wygląda aż tak dobrze by grać matkę nastolatka, a raczej wygląda dokładnie na swoje lata lub nawet na więcej (i nigdy, moim zdaniem nie była zbyt urodziwa). Grająca żonę profesora Kristine
Scott Thomas byłaby bardziej odpowiednia.
U niej w domu jest przede wszystkim pochwałą literackiej wyobraźnie i różnorodności stylów pisarskich. Duch Flauberta unosi się nad całą tą opowieścią i zdaje się radośnie chichotać nad kolejnym wcieleniem realistycznej powieści mieszczańskiej.
Komentarze