Pomiń zawartość →

Tag: komedie

Dzikie historie

Nie będę nawet udawać, że jestem obiektywna, zresztą chyba nie tego się po mnie spodziewacie. Poszłam na Dzikie historie, bo czułam, że to będzie film o mnie i rzeczywiście był. Patrząc na bohaterów, którzy byli jak wybuchające wściekle gejzery, czułam się jak na oczyszczającej psychoterapii i wcale nie było mi do śmiechu. Z czego tu się śmiać? Wszak to samo życie. Jeśli, podobnie jak ja, jesteście cholerykami spokojnymi do czasu aż się w was nie przepełni złość i frustracja, jeśli miewacie epickie napady wściekłości z wrzaskiem, rozbijaniem szyb i tłuczeniem talerzy, a także jeśli tłumicie w sobie negatywne emocje i boicie się, że jeśli nie popuścicie trochę to coś w was pęknie, idźcie na ten film tak szybko, jako to tylko możliwe. Od razu poczujecie się lepiej widząc, że nie jesteście jedyni i osamotnieni w swoich okresowych pragnieniach wyładowania się na bliźnich.

Komentarz

Za jakie grzechy, dobry Boże?

Skoro liczne portale i gazety tak się o tym filmie rozpisywały, jak także nie mogłam go ominąć. Niepotrzebnie niestety nastawiłam się na nie wiadomo jaki hit. Film był znacznie słabszy od typowej francuskiej komedii, prawdopodobnie dlatego, że zamiast przypominać kolejne urocze i stylowe cacko znad Loary, przypominał raczej długi polski wieczór kabaretowy z gatunku tych, które na okrągło lecą w wakacje w telewizji publicznej (o ile jeszcze dobrze pamiętam telewizję). Niekoniecznie było mi do śmiechu z tych sucharów, zwłaszcza, że żarty wypowiadane są przez postaci będące żywymi stereotypami, bez najmniejszej szansy na jakąkolwiek zmianę. Nikomu tu nie zbywa na autorefleksji, a pomyślny finał ślubnych zmagań należy przypisać raczej przypadkowi niż świadomej woli ludzi, którzy wreszcie postanowili nie być rasistami, ksenofobami czy zwyczajnymi przygłupami.

4 komentarze

Nieobliczalni

Nieco dziwne wydaje mi się reklamowanie filmu tak, jakby był kontynuacją świetnych Nietykalnych. Sam Omar Sy w roli głównej to chyba trochę za mało, choć z tego co wyczytałam na forach, to i tak wielu widzów dało się nabrać. Jedynego podobieństwa można się doszukać tylko w postaci, którą po raz kolejny kreuje przesympatyczny czarnoskóry aktor. Policjant, którego gra, to pochodzący z ubogich przedmieść chłopak, nie czujący się zbyt pewnie ani w świecie kolegów po fachu (ze względu na kolor skóry nie traktują go zbyt poważnie), ani tym bardziej w osiedlowym świecie ziomków z podwórka, którzy nim zwyczajnie pomiatają. Wszystkie braki, ten prosty, nieobyty chłopak, rekompensuje sobie zuchwałym i bezpośrednim poczuciem humoru, za którym chowa się w trudnych czy niewygodnych sytuacjach. W tym jest bardzo podobny do bohatera Nietykalnych, ale tylko w tym.

2 komentarze

Millerowie

Czy ktoś w ogóle pamięta, żeby Jennifer Aniston grała kiedykolwiek w jakimś dobrym, albo przynajmniej nieco ambitniejszym filmie? Zawsze tylko te nieśmieszne lekkie komedie, w których wciela się w rolę typowej amerykańskiej dziewczyny z sąsiedztwa. Jej cały warsztat ogranicza się zazwyczaj do prezentowania bujnej grzywy, grubej tapety i pośladków. Nie inaczej jest także i tym razem, tyle, że główna i zarazem chyba jedyna ozdoba Millerów jest już nieco przeterminowana jak na tego rodzaju role. Niby idziemy do kina, żeby popatrzeć na wdzięki pięknej kobiety, ale jednak ciągle kołacze się po głowie myśl, że pani Aniston ma już grubo ponad czterdziestkę i to już nieco niesmaczne, by grać w tym wieku striptizerkę. Chociaż z drugiej strony, dzięki cudom nowoczesnej medycyny estetycznej i odpowiedniemu oświetleniu, Millerowie oferują nam wcale nie najgorszy rozbierany występ, taką nieco przesadzona parodię występu Demi Moore.

8 komentarzy