Pomiń zawartość →

Tag: Jason Schwartzman

The Disaster Artist i Król polki, czyli dwóch naszych dzielnych rodaków w pogoni za amerykańskim snem

Tak się jakoś ostatnio porobiło, ze Polacy stają się symbolem straszliwie złego gustu, a do tego cwaniactwa, narcyzmu i innych zaburzeń psychicznych. Już sama nie wiem co mnie bardziej boli, czy pamięć o wrażeniach z The Room, słusznie uznanego za najgorszy film jaki powstał, czy o popisach wokalnych króla polki, Jana Lewana, od których uszy więdły a słowa przyprawiały o dreszcze żenady. Mimo wszystko cieszę się z tego, że powstają filmy o takich osobach, o ich złej jak diabli sztuce, bo dzięki nim możemy potem w pełni docenić dobre rzeczy. Sama doświadczam tego codziennie i powiadam, że nie doceni w pełni Netflixa ten, kto nie spędził młodości na oglądaniu Mody na sukces, Złotopolskich czy Klanu :) A tak poważnie, to przecież wiemy wszyscy doskonale, że nie tylko nadwiślański ród ma problemy z ekspresją artystyczną. Tak, to prawda, że pan Lewan i pan Wiseau to prawdziwi masters of disaster, a od Korony królów można się pochorować, ale czy tego samego nie można powiedzieć na przykład o nowej serii Z Archiwum X? O tym, co poszło w tym serialu nie tak, bardzo chętnie obejrzałabym jakiś dokument :). No dość już tych złośliwości, wracamy do tematu.

Skomentuj

Mozart in the Jungle

Po czasach mrocznych geniuszy, których inteligencja dorównywała tylko ich destrukcyjnym zapędom, nadchodzi era sympatycznych i zdolnych omnibusów, którzy dla odmiany nie chcą gnoić swoich współpracowników, tylko tworzyć z nimi coś pięknego. Dowodem na moje stwierdzenie może być nowy serial komediowy wyprodukowany przez Amazon. Jego bohater godny jest tytułowego miana Mozarta gdyż też jest absurdalnie utalentowany muzycznie, a do tego posiada wyjątkowy dar zjednywania sobie ludzi. Komuż uda się oprzeć zawadiackiemu uśmiechowi Gaela García Bernala? Oprócz historii ekscentrycznego maestra, otrzymujemy także wiele pasjonujących wątków pobocznych, składających się razem na portret niełatwego, ale naprawdę barwnego życia nowojorskich muzyków symfonicznych.

Skomentuj

Wielkie oczy

Po obejrzeniu tego filmu fani Tima Burtona z pewnością westchną z politowaniem i głębokim przeświadczeniem, że już lepiej by ich ulubiony reżyser pozostał w świecie swych groteskowych fantazji. Główną zaletą Wielkich oczu jest to, że przybliża widzom postać słynnej w latach pięćdziesiątych malarki Margaret Keane oraz ukazuje konflikt między nią a jej szanownym małżonkiem Walterem, który długo podawał się za autora jej obrazów, czerpiąc z tego procederu olbrzymie profity. Niestety z formą artystyczną tego przekazu jest już gorzej, film ogląda się bez emocji, z narastającym poirytowaniem i znudzeniem.

5 komentarzy

Grand Budapest Hotel

Kończymy dzisiaj tydzień absurdalny i wkraczamy w tydzień kulinarny. Wraz z nowościami (Więzy krwi i Tammy), w nadchodzących dniach cofnę się pamięcią do moich ulubionych filmów i książek o jedzeniu, ponieważ zdałam sobie sprawę, że kącik gastronomiczny już od dawna nie był zasilany nowymi tekstami. A dziś komedia Wesa Andersona, która ukazuje się właśnie na DVD. Dla fanów tego reżysera będzie to z pewnością zakup obowiązkowy, dla mnie niekoniecznie. Jest to film zachwycający pomysłowością i różnorodnością, który mimo widowiskowych fajerwerków i wielkich nazwiska, pozostawia widza (no dobra, mnie) zupełnie obojętnym na to co widzi na ekranie. Tak jednak chyba zwykle jest z baśniowo-absurdalnym fabułami, które są przede wszystkim formą i popisem umiejętności twórczych.

Skomentuj

Ratując pana Banksa

Na seanse tego filmu przyciągać mają postaci dwojga głównych bohaterów, czyli Walta Disneya i Pameli Travers. O ile pani Travers i jej kultowe książki są (jak podejrzewam) raczej średnią atrakcją dla polskiego widza, to na Walta Disneya z pewnością pójdą tłumy, oczywiście z sentymentu. Grany przez Toma Hanksa starszy pan z wąsikiem jest symbolem szczęśliwego dzieciństwa dla całej masy przedinternetowych dzieciaków takich jak ja, które z niecierpliwością oczekiwały kolejnej niedzielnej dobranocki czy sobotniego Walt Disney przedstawia. Niestety samego Disneya jest tu znacznie mniej niż można by się spodziewać, a bliżej mi nieznanej do tej pory panny Travers zdecydowanie za dużo. Swoją drogą to bardzo ciekawe, dlaczego stworzona przez nią postać guwernantki Mery Poppins jest tak popularna w USA, a tak jeszcze mało znana w Polsce.

Skomentuj