Pomiń zawartość →

Tag: James McAvoy

Atomic Blonde

Zabawa nie była tak przednia jak się spodziewałam, a wszystkie najlepsze fragmenty pokazali w zapowiedziach. Niestety, oprócz kilku scen walki i znakomitej ścieżki dźwiękowej (czyli oryginalnych przebojów z lat 80-tych, za które przecież nie należy się twórcom filmu uznanie) nie ma tu zbyt wiele do podziwiania. Nawet przy założeniu, że idziemy na film czysto rozrywkowy, na szpiegowskie widowisko będące łatwą rozrywką dla oczu i uszu, trudno ustrzec się przed rozczarowaniem i zwyczajną nudą.

2 komentarze

Split

Prawdopodobnie jestem ostatnią osobą, która obejrzała Split, ale co mi tam. Uwielbiam filmy, których bohaterowie cierpią na rozdwojenie osobowości, bo z jednej strony fabuły z ich udziałem bogate są w liczne niespodzianki (najlepiej jest tak jak w Fight Clubie, gdzie na samym końcu dowiadujemy się co i jak), a z drugiej to znakomita okazja dla dobrego aktora by popisał się talentem przy kolejnych przejściach od jednej osobowości do drugiej. No i taki właśnie jest Split, zaskakujący i dobrze zagrany. Naprawdę godziwa rozrywka. Do tego jeszcze otrzymujemy intrygującą scenę końcową, która pokazuje, że oglądaliśmy zupełnie nie to, co myśleliśmy, że oglądamy.

Skomentuj

Victor Frankenstein

Czegóż to ten szalony doktor nie stworzył? Zmajstrował małpę, Igora i potwora, o czym możemy się po raz kolejny przekonać w ostatniej odsłonie przygód jednego z najbardziej eksploatowanych bohaterów wszech czasów. Mary Shelley byłaby zapewne dumna z tego, że jej Prometeusz doczekał się tak licznego potomstwa. Niestety, mieliśmy już bardziej udane twory. Victor Frankenstein, choć dość pomysłowy i momentami zabawny, to jednak nie umywa się do klasycznej już wersji, w której popis dali Kenneth Branagh i Helena Bonham-Carter. Nawet serialowe wygibasy Seana Beana plasują się wyżej od tego filmu, że już nie wspomnę o fantastycznej wersji teatralnej z Benedictem Cumberbatchem i Jonnym Lee Millerem (chciałabym, by każdy kogo lubię zobaczył to przedstawienie). Tak, tak, ten film możecie sobie spokojnie darować, chyba, że akurat piszecie magisterkę z motywów prometejskich we współczesnej kulturze i potrzebne wam jakieś wesołe dziwo dla urozmaicenia.

Skomentuj

Brud

Nie będę ukrywać, że nie jestem fanką takiego kina. Ani Trainspotting, ani Zły porucznik (do których porównuje się Brud) nie są dla mnie filmami kultowymi czy ważnymi, więc tym bardziej tym dziełem zachwycić się nie mogę. W dodatku reklamowanie Brudu jako czarnej komedii uważam za ogromne nieporozumienie. Żeby śmiać się z grubych żartów edynburskich policjantów i przestępców trzeba być chyba bardzo niewybrednym nastolatkiem wychowanym na Polsacie. Wesołości nie wzbudziły we mnie też liczne bójki, wymioty, agresywny seks czy narkotykowe zjazdy. A może to rozbite rodziny, korupcja czy problemy psychiczne są takie śmieszne dla dystrybutora? Choć się nie zachwycam to uważam, że Brud jest ważnym filmem, ciekawym artystycznie, tyle że akurat ta tematyka oraz rodzaj komizmu raczej do mnie nie trafia.

2 komentarze