Pomiń zawartość →

Tag: Dominic West

The Square

Kolejne dzieło z gatunku tych, które albo się kocha, albo nienawidzi. Skuszona Złotą Palmą w Cannes, miłymi wspomnieniami z poprzedniego filmu Rubena Östlunda, Turysty, a także zapewnieniami Almodovara, że to „Niesamowicie śmieszny film!” poszłam wczoraj do Pioniera, by sprawdzić, w której grupie ja się znajdę. Niestety, należę do nienawistników, którzy daliby wiele by The Square odzobaczyć. Przy całym moim zrozumieniu głównego zamysłu wyśmiania obłudnej mieszczańskiej stabilizacji bogatych mieszkańców Zachodu za pomocą filmu o współczesnej sztuce, który sam jest zagadkowy i prowokacyjny jak owa sztuka, zwyczajnie, wręcz fizycznie tego dzieła nie trawię, jest mi przykro, że spędziłam wieczór na patrzeniu na zakłopotaną twarz głównego bohatera i z wielkim trudem biorę się dziś za cokolwiek, czując, że obraz Östlunda wyssał ze mnie całą życiową energię. Uczciwie jednak muszę donieść, że większość (lepiej wykształconej zapewne i obdarzonej lepszym filmowym gustem) widowni, bawiła się świetnie, śmiejąc się nawet w zupełnie zagadkowych dla mnie momentach. Cóż, nigdy nie ukrywałam, że jestem tylko prostym, zwyczajnym widzem, a nie wybitnym krytykiem.

Skomentuj

Geniusz

Choć uwielbiam czytać, książki kocham ponad wszystko i od zawsze fascynowały mnie filmowe biografie wielkich pisarzy, to jednak za nic nie obejrzałabym Geniusza po raz drugi. Zwyczajnie należę do tych widzów, którzy nie są w stanie wciągnąć się w historię jeśli nie mogą ani zrozumieć głównego bohatera, ani go polubić. Wiem, że to małostkowe i nie powinno mieć znaczenia w ogólnej ocenie filmu, ale jednak dla mnie znaczy bardzo dużo. Choć dostajemy obraz przyjemnie teatralny, stylowy i inteligentny, a w dodatku wiele mówiący o historii literatury, to jednak górująca nad wszystkim antypatyczna osobowość Wolfe’ego, nadpobudliwego, zarozumiałego, hałaśliwego i egzaltowanego powieściopisarza, psuje całą frajdę z oglądania. Mówiąc prościej, przez cały seans miałam wrażenie, że gdyby nie te ciągłe wybuchy petard (a każde pojawienie się Jude’a Law na ekranie jest takim wybuchem) mielibyśmy do czynienia z naprawdę zajmującą historią.

Skomentuj

The Affair po drugim sezonie

Wzbijam się teraz na wyżyny masochizmu, pisząc o serialu, który jednocześnie bardzo lubię, ale który potrafi wywoływać też we mnie potężne fale nienawiści i frustracji. Nawet nie będę udawać, że jestem tu obiektywna, nie chcę być wyrozumiała ani cierpliwa dla takich bohaterów. Pierwszy sezon był w podobnym stopniu frustrujący, ale i bardzo odkrywczy, bo po raz pierwszy widzieliśmy w serialu tak sprawnie opowiedzianą historię romansu widzianego z dwóch perspektyw – kobiecej i męskiej. W drugim sezonie twórcy jednak chyba nieco przedobrzyli, bo zamiast kolejnego oryginalnego pomysłu, zaserwowali nam podwojenie poprzedniej perspektywy. Tym razem mamy cztery indywidualne sposoby widzenia tych samych sytuacji. Oprócz Noah i Alison, dopuszczono do głosu także Cole’a (co jeszcze bym zniosła) i Helen (czego zdzierżyć nie mogłam). No i w tle cały czas toczy się dochodzenie w sprawie morderstwa, o którym mówi nam się tak mało, jak to tylko możliwe. Czy tylko ja uważam, że niespodzianka w finale nie była warta całego tego skradania się?

Skomentuj