Przy takich okazjach, jak pojawienie się nowego serialu pokroju Opowieści podręcznej, bardzo się cieszę ze swojego blogerskiego zajęcia. Mam oto bardzo rozsądny powód, by nie tylko wgapiać się w kolejne odcinki pokazywane na Showmaksie i traktować to jako poważną fuchę, ale przy okazji muszę też przecież (bo inaczej się nie godzi) obejrzeć film, a nawet poświecić tydzień na czytanie książki. Moją radość z pewnością zrozumie każdy mol książkowy, który tylko czeka na rozsądny pretekst by pochłonąć kolejną książkę. Choć nieco spóźniłam się na modę na Margaret Atwood i nie znam za dobrze jej twórczości, dzięki serialowi jej nazwisko stało mi się bardzo bliskie, pochłonęłam powieść z wypiekami na twarzy i jestem pewna, że to nie koniec tej czytelniczej przygody. A teraz do rzeczy, czyli do tego, co właściwie dostajemy.
4 komentarzeTag: Yvonne Strahovski
Tajemnice Manhattanu
Opublikowano 18 lipca, 2016 przez Ola
Zachęcona fantastyczną lekturą, popędziłam do kina na jej filmową adaptację i niestety czekało mnie rozczarowanie. Nie zrozumcie mnie źle, film nie jest w połowie tak zły jak piszą użytkownicy Filmwebu, ale do elegancji i stylu książki naprawdę mu daleko. Gdybym nie znała literackiego pierwowzoru, pewnie bym się w fabule zupełnie pogubiła. Pełno tu skrótów i niejasności, których przyczyną jest zapewne niezdarne wycinanie najważniejszych wątków. Moje rozczarowanie jest chyba tak duże też dlatego, że to po prostu nie mogło się udać. Powieść Harrisona, będąca historią o opowiadaniu historii, nie działa tak dobrze w świecie obrazu i chyba nie ma co się na to oburzać. Trzeba by wynaleźć zupełnie nowy sposób opowiadania poprzez obraz, by odtworzyć stylową i mroczną atmosferę doskonałego czarnego kryminału, a reżyser, Brian DeCubellis aż takim geniuszem nie jest. Uważam, że Tajemnice Manhattanu to tak dobra proza, że powinien wziąć się za nią jeszcze raz któryś z największych reżyserów Hollywoodu, gdyż ta historia ma potencjał na Oskara.
Skomentuj