Pomiń zawartość →

Tag: Will Smith

Legion samobójców

Z dużej chmury mały deszcz, lub jak ktoś woli, góra urodziła mysz. Efektem ogromnych nakładów finansowych i przemyślnej oraz szalenie skutecznej kampanii reklamowej jest wspaniała frekwencja w kinach i całkiem przeciętny, jeśli nie słaby, film. Idąc do kina, nie spodziewałam się wybitnego dzieła, ale przynajmniej godziwej rozrywki, a nawet tego nie dostałam, Choć kilka osób w kinie rżało przy wątpliwej jakości żarcikach padających z ekranu, ja się wynudziłam i zirytowałam. Tak chaotycznego i nielogicznego filmu dawno nie widziałam. Rozumiem, że docelowymi odbiorcami mają być głównie nastolatkowie zakochani w komiksach DC, ale im też chyba należą się filmy na przyzwoitym poziomie, a nie taka sieczka.

Skomentuj

Wstrząs

Nawet jeśli nie interesują was dramaty medyczne i nieszczególnie przepadacie za pełnym przemocy futbolem amerykańskim, to decydowanie warto obejrzeć Wstrząs tylko dla głównej postaci. Polubiłam tego mężczyznę już w pierwszych minutach, w których, zeznając jako patolog sądowy, wyjaśnia jakie są jego kwalifikacje, by być tam, gdzie jest i robić to, co robi. Dr Bennett Omalu to dosłownie tytan intelektu, posiadacz niezliczonych dyplomów, a przy tym dobry i skromny człowiek. Naprawdę nie chodzi tu o to, że gra go poczciwy Will Smith, ale o to, że ten bohater broni się sam swoimi dokonaniami. Świat były lepszym miejscem gdyby ludzie, zamiast kibicować futbolistom, starali się naśladować takich ludzi jak dr Omalu.

2 komentarze

Focus

Zmożona długotrwałym chorowaniem, od wielu dni zmasakrowana przez katar i inne grypowe dolegliwości, postanowiłam poprawić sobie humor lekkim i zabawnym seansem. To się udało tylko połowicznie, bo Focus to komedia taka trochę na siłę i jakby niedokończona. Dowcip jest, ale trochę za mało i jakiś taki dziwny. Romans, jak najbardziej, tyle że co to za miłość, gdy ktoś jest aż tak zimnym draniem jak postać Willa Smitha, a my do końca nie wiemy co było naprawdę, a co na niby. Wszystko to jednak nic przy brakach scenariuszowych, przez które zamiast filmu oglądamy praktycznie bardzo długi teledysk, do którego tylko gdzieniegdzie powstawiano dialogowe przerywniki.

Komentarz

1000 lat po Ziemi

A mówili mi ,,Nie oglądaj tego filmu”. Ostrzegały mnie setki negatywnych recenzji i tysiące komentarzy rozczarowanych widzów, którzy już po kilku minutach seansu zorientowali się, że wszystko co najlepsze znalazło się w zapowiedziach. Nie posłuchałam i teraz jakoś muszę przeboleć te dwie godziny wyrwane z życia. Pocieszam się myślą, że (zapewne dlatego, iż film był w zamyśle familijny) nie był na tyle okropny by pozostawić w mojej pamięci trwały ślad. Za tydzień nie będę pamiętała pewno nawet kto tam gra, a tymczasem… Tymczasem pamiętam i już wam mówię, jakie rozczarowanie mnie spotkało. Tak w skrócie to wypada stwierdzić, że tak by wyglądał Pan Kleks w Kosmosie, gdyby Piotr Fronczewski miał nastoletniego syna z ambicjami aktorskimi. Nawet już to widzę oczyma wyobraźni, a wizja szczególnie się wyostrza na pomyśle by zamiast generała Cyphera Raige’a (no co to za imię Cyfer?) głównym bohaterem był, jeśli nie sam Ambroży Kleks, to może komandor Max Benson. I jeszcze wam powiem, że film by na tym zyskał.

Skomentuj