Pomiń zawartość →

Tag: Wielka Litera

A ja żem jej powiedziała…, Katarzyna Nosowska

Nosowską lubią wszyscy, bo taka inteligentna, skromna, swojska, a przy tym wybitna artystka z wieloletnim dorobkiem, na tekstach której wychowały się pokolenia Polaków. Jest w naszej zbiorowej świadomości przeciwwagą dla wyidealizowanego wizerunku celebrytów jednego sezonu, promujących swoimi wątpliwymi wdziękami wszystko co się da, przy okazji udowadniając na każdym kroku mentalną pustkę. Przy tym Nosowska może być wzorem dla wielu kobiet, o których często się zapomina, czyli tych w sile wieku i o figurze nie mającej za wiele wspólnego z fitnessem czy modelingiem. Zwyczajna polska baba, inteligentna kobieta, którą chyba każda z nas chciałaby mieć za sąsiadkę czy przyjaciółkę, taką, do której można wpaść na kawę i rozmowę o życiowych trudach. Tak oto jawi się na pierwszy rzut oka Nosowska w swych felietonach zebranych w zbiór zatytułowany A ja żem jej powiedziała…, jednak, choć też jestem fanką i twórczości muzycznej, i instagramowej (przy wyciorach zaśmiewałam się do łez jak cała Polska), to jednak przyznam, że lektura zawiodła. Spodziewałam się czegoś więcej niż anty-celebryctwa, czy anty-Chodakowskiej-Lewandowskiej.

Komentarz

Elizabeth Strout, Mam na imię Lucy

Jest to powieść skromnych rozmiarów, napisana w równie skromnym, bardzo oszczędnym stylu, jednak od pierwszych słów czułam, że będzie to ważna dla mnie lektura. Niby nic się tu nie dzieje, takie zwykle codzienne, powszechne sprawy, a jednak wszystko aż buzuje od emocji. Podobnie jak we wspaniałej Olive Kitteridge, Elizabeth Strout porusza najważniejsze życiowe kwestie, takie jak relacje z rodzicami, sposób w jaki wychowanie na nas wpływa i po prostu to kim i dlaczego czujemy się w głębi duszy. Choć sprawy najważniejsze poruszane są tu niezwykle subtelnie, to jednak historia tytułowej Lucy wprost rozrywa czytelnika na strzępy, bo nie sposób nie widzieć w bohaterce samego siebie. Wzięłam ten tom do ręki i od razu wiedziałam, że to o mnie.

Skomentuj