Pomiń zawartość →

Tag: Mam na imię Lucy

Elizabeth Strout, Bracia Burgess

Ta powieść bardzo mnie zasmuciła. Liczyłam na emocje podobne do tych, których doznałam czytając Olive Kitteridge czy Mam na imię Lucy, ale niestety, moje oczekiwania się nie spełniły. Wszyscy są tu dość niesympatyczni, obcy, zimni i dziwni, nie rozumiem wewnętrznej logiki bohaterów, ani (jak przypuszczam) kontekstu kulturowego opisywanych wydarzeń. Smuci mnie to, gdyż w poprzednich powieściach Strout dopuszczała nas tak blisko stworzonych przez siebie postaci, jak to tylko możliwe. Choć nadal babramy się w rodzinnych zaszłościach i dziecięcych krzywdach, to czytając, miałam wrażenie, że patrzę przez grubą szybę na zupełnie obcych ludzi. Niemiłe to było, zwłaszcza, że tak żywo mam jeszcze w pamięci Olive, której każda emocja była dla mnie czytelna jak moja własna.

Skomentuj

Elizabeth Strout, Mam na imię Lucy

Jest to powieść skromnych rozmiarów, napisana w równie skromnym, bardzo oszczędnym stylu, jednak od pierwszych słów czułam, że będzie to ważna dla mnie lektura. Niby nic się tu nie dzieje, takie zwykle codzienne, powszechne sprawy, a jednak wszystko aż buzuje od emocji. Podobnie jak we wspaniałej Olive Kitteridge, Elizabeth Strout porusza najważniejsze życiowe kwestie, takie jak relacje z rodzicami, sposób w jaki wychowanie na nas wpływa i po prostu to kim i dlaczego czujemy się w głębi duszy. Choć sprawy najważniejsze poruszane są tu niezwykle subtelnie, to jednak historia tytułowej Lucy wprost rozrywa czytelnika na strzępy, bo nie sposób nie widzieć w bohaterce samego siebie. Wzięłam ten tom do ręki i od razu wiedziałam, że to o mnie.

Skomentuj