Pomiń zawartość →

Tag: HIV

Marek Majewski, Koniak i daktyle

Wydane właśnie przez wydawnictwo Rozpisani.pl wznowienie wspomnień polskiego fotografa to, zwłaszcza dla młodszych czytelników, niepowtarzalna szansa na posmakowanie niezwykłej atmosfery lat 70-tych w USA. Marek Majewski wyjechał z polski jako młody absolwent ASP, który co prawda miał na koncie pewne sukcesy (pracował dla czasopisma Jazz), ale marzyła mu się nieograniczona wolność w amerykańskim stylu. Książka jest zapisem tego, co działo się w jego życiu w latach 1975-85, kiedy to z pomocą wujka udało mu się po długich staraniach przeprowadzić do Kalifornii.

2 komentarze

Adam Ragiel, Magdalena Rigamonti, Bez strachu. Jak umiera człowiek

Długo szykowałam się do lektury tej książki i muszę powiedzieć, że nie zawiodła moich oczekiwań. Choć reportaż Magdalenty Rigamonti, w którym przepytuje najbardziej znanego polskiego balsamistę zwłok, jego współpracowników i kursantów, nie ma wielkich pretensji literackich, jednak jest tak ważną lekturą, że poleciłabym ją absolutnie każdemu dorosłemu czytelnikowi. Każdy z nas w końcu zetknie się ze śmiercią i lepiej chyba być przygotowanym na jej bezpośrednie konsekwencje. Nie chodzi mi tylko o to, by być gotowym na pożegnanie z najbliższą osobą, czy o to jak wygląda ludzie ciało w kolejnych dobach po zgonie, ale też o to by wiedzieć jak załatwić najpotrzebniejsze kwestie, pomocne w tym by rozstanie i ostatnia droga zmarłego były jak najmniej bolesne dla jego rodziny. Podobnie jak Adam Ragiel sądzę, że lepiej przemyśleć wszystko zawczasu, zapoznać się z danymi, niż potem, w szoku i żalu, być skazanym na nieudolne i nieuczciwe praktyki domów pogrzebowych. Bez strachu to także lektura rzucająca nowe światło na wartość życia, paradoksalnie przynosząca ukojenie i przywracająca poczucie ładu i kontroli (przynajmniej tak było w moim przypadku).

2 komentarze

Witaj w klubie (Dallas Buyers Club)

Tytułowy klub to sprytny sposób na obejście amerykańskich przepisów, które na sprzedaż pewnych (akurat bardzo skutecznie spowalniających wirus HIV) leków nie pozwalały. Można je było posiadać, ale tylko do własnych celów, toteż założyciel takiego klubu, główny bohater filmu Ron Woodroof, utrzymywał, że dzieli się lekami nieodpłatnie z członkami swojego zgromadzenia, którzy za owo członkostwo płacili 400$ miesięcznie. Prosta sprawa. Film wcale nie opowiada głównie o walce z AIDS czy też o nietolerancji do osób o odmiennej orientacji seksualnej, ale o absurdzie prawnym, głupocie organizacji i przepisów, przez które osoby walczące o życie nie mogły otrzymywać koniecznej pomocy. Witaj w klubie, jak wiele najlepszych filmów w historii amerykańskiego kina (choć sam się do nich nie zalicza), pokazuje triumf ducha jednostki nad bezdusznym światem oraz charyzmę i motywację jakie zyskujemy w chwili, gdy zdajemy sobie sprawę z własnej kruchości i śmiertelności.

Skomentuj