Przewrotnie, bo w Dniu Kota, piszę dziś o psach, a właściwie o jednym psie w wielu wcieleniach. Jeśli szukacie idealnego prezentu dla psiarza, sami zastanawiacie się czy nie zostać opiekunem czworonoga lub też leczycie złamane serce po odejściu kudłatego przyjaciela, ta książka może okazać się strzałem w dziesiątkę. Nie mam wątpliwości, że, podobnie jak na całym świecie, u nas ta powieść stanie się również szalenie popularna. Jej powodzeniu z pewnością przysłuży się wchodzący dziś na ekrany film o tym samym tytule. Spójrzcie tylko na te psie wierne oczy na plakatach i okładkach. Któż mógłby się im oprzeć?
4 komentarzeTag: animal studies
Po tej powieści bardzo trudno się pozbierać. Głowę rozsadza, szczęka opada, treść porażająca. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego, mocnego i szczerego. Nazwisko autora nic mi nie mówiło, a już miejsce i czas (Węgry, lata 50′ i 60′) są dla mnie zupełnie niezbadanym rewirem. Decyzję o przeczytaniu Wykorzenionych podjęłam pod wpływem informacji na okładce, mówiącej, że autor, niedługo po skończeniu książki, popełnił samobójstwo. Brzmi tragicznie, ale i intrygująco. Po skończeniu lektury i pozbieraniu się po tak gwałtownym czytelniczym doznaniu, zrozumiałam, że ktoś, kto miał w duszy podobną opowieść, nie mógł być w stanie dłużej spokojnie żyć. Jestem pewna, że każdy, kto przeczyta, także to jasno zrozumie.
KomentarzWiększość z nas, posiadaczy czworonogów, darzy swych włochatych przyjaciół gorącym uczuciem. Świadczą o tym nie tylko niezliczone zdjęcia na Facebooku czy ilość filmów na YouTubie, ale też wciąż powiększający się rynek produktów i usług dla psów i kotów. Czy to witaminy i suplementy, psi fryzjer lub kocie spa, czy nawet zwierzęcy behawiorysta zamówiony do domu i słono sobie liczący za godzinkę konsultacji – na naszych sierściuchach, podobnie jak na dzieciach, nie zamierzamy oszczędzać. Sytuacja zmienia się diametralnie jeśli chodzi o inne odmiany ssaków, uznawane za gorsze jedynie na mocy kulinarnych tradycji. Dzięki książce Sy Montgomery, amerykańskiej przyrodniczki i wielkiej miłośniczki zwierząt, nie możemy już udawać, że wieprzowina to nie świnka, a drób to nie kurka. Autorka Dobrej świnki robi to, co moja ulubiona weganka Freelee uważa za najważniejsze w promocji wegetariańskich i wegańskich nawyków, czyli tworzy połączenie między zwierzęciem, a tym co na obiad. Ale spokojnie moi młodzi przyjaciele! Nie jest to jedna z ,,tych” publikacji, które epatują przykładami bestialstwa i obrazami horroru chowu przemysłowego. Sy Montgomery nie namawia nikogo na zmianę zwyczajów żywieniowych, jest bardzo łagodna i stonowana w swych opiniach. Ona tylko pokazuje, że wystarczy potraktować zwierzę po ludzku, by się przekonać, że jest obdarzone nie tylko inteligencją, ale i niepowtarzalną osobowością, która raz na zawsze powinna wykluczyć wieprzowinę (oraz wszystko co z ssaka i ptaka) z ludzkiego menu.
KomentarzFürstenfelde, leżące na terenie wschodnioniemieckiej krainy Uckermark, to jedno z tych podupadających i wymierających miejsc, w których więcej jest starych niż młodych, a każdy, kogo nie interesują walory turystyczne wiejskiej okolicy, już dawno wyjechał do Berlina. Kiedyś ta miejscowość miała prawa miejskie, współcześnie to nieduża wioska, która funkcjonuje głównie dzięki swojemu malowniczemu położeniu pomiędzy dwoma dużymi jeziorami. Z tego opisu zrodziło się w mojej głowie skojarzenie z cieszącymi się wielką popularnością filmami i serialami, w których to spokojna i cicha mieścina okazuje się skrywać mroczne tajemnice, zło czai się tuż pod powierzchnią sąsiedzkich uśmiechów, a do prawdy dokopuje się obcy detektyw, który przybywa prowadzić śledztwo w sprawie tajemniczej zbrodni. Właściwie wszystko się zgadza, tyle że nie ma detektywa. Prawdziwe oblicze Fürstenfelde poznajemy dzięki jego ludzkim i zwierzęcym mieszkańcom, a zamiast śledztwa mamy ducha opowieści, który porywa nas w ten niezwykły świat, w którym baśnie i legendy mieszają się z prawdziwą historią niepozornej dziś niemieckiej wioski.
Skomentuj