Pomiń zawartość →

Tag: Zwierzogród

Zwierzęta w filmach i książkach – mój subiektywny wybór najbardziej pamiętnych postaci

To bardzo skomplikowana dla mnie kwestia, nastręczająca wiele trudności. W czym problem? Otóż, chyba jak większość ludzi, uwielbiam oglądać zwierzęta na ekranie i o nich czytać. Podobają mi się zarówno w wersji animowanej, jak i prawdziwej. Kocham sierściuchy chyba od czasu przeczytania pierwszej książki w szkole (Na jagody nie licząc) pt. O psie, który jeździł koleją. Od tamtej pory, choć byłam dopiero w drugiej klasie i popłakałam się na koniec, czytając o zwierzakach czuję się jak małe dziecko, choć za każdym razem pojawia się też gorzka nuta, psująca mi beztroską radość z podziwiania zwierzęcych poczynań. To ta świadomość, że jeśli widzę na ekranie psa, to musi on zginąć w finale. Ta myśl, że jak opisują w powieści dziecko z kotem, to ten kot będzie zgładzony, niejako w fabularnym zastępstwie niewinnego dziecka, gdyż jego odejście byłoby zbyt drastyczne. To dlatego nie doczytałam do końca książki Marley i ja, i dlatego jestem pełna złych przeczuć jeśli chodzi o pokazywanie wszelkich zwierząt w filmie (na szczęście jest strona informująca dosłownie czy pies ginie na koniec). Jest też jeszcze jeden, bardziej wegański aspekt tego wszystkiego, a mianowicie kwestia tego, czy godzi się wykorzystywać zwierzęta dla ludzkiej rozrywki. O ile w książkach i animacjach nie ma tego problemu, to w filmach z udziałem żywych zwierząt już tak. Czy oglądanie niedźwiedzia napadającego na Leo DiCaprio to przypadkiem nie to samo co pójście do cyrku?

Skomentuj

Zwierzogród

Ten seans to była taka mała przyjemność, którą sobie sprawiliśmy na Wielkanoc. Naprawdę trudno nam się było zdecydować, czy z trudem uzbierane opakowania po Bueno (szczecinianie, ależ śmiecicie, dzięki wam nawet nie muszę tych Bueno kupować, bo opakowania leżą na chodnikach i trawnikach), ale uznaliśmy, że zamiast umartwiać się Zmartwychwstałym, zafundujemy sobie wesołą opowieść o wcale nie wielkanocnym króliku. Zabawa była przednia, uśmiałam się do łez i jak nigdy nie przeszkadzało mi towarzystwo dzieci. Nawet się ubawiłam patrząc jak mali ludzie tańczą do kreskówkowych hitów, a moja kilkuletnia sąsiadka z siedzenia obok, nawet śpiewała (znała wszystkie słowa). Niektórych może zdziwić to, że piszę o filmie animowanym. Zapewne tego o mnie nie wiecie, ale uwielbiam współczesne kreskówki (wprost szaleję za Minionkami), pozwalają mi skomunikować się z moim wewnętrznym dzieckiem (które jest mniej zrzędliwe i marudne niż ja na co dzień) i są tak pomyślane, by podobały się i dzieciom i dorosłym. Za wielki plus uważam też to, że większość charakterów przypomina koty, a już ten, kto wymyślił Minionki, ma ich z pewnością całe rozbrykane stadko w domu.

Komentarz