Pierwsze opisy i zapowiedzi były bardzo obiecujące. Do Lady M. przyciąga tytuł, nawiązujący do szekspirowskiego arcydzieła, a do tego stylistka rodem z najlepszych ekranizacji Wichrowych Wzgórz. Niestety, ta adaptacja opowiadania Nikołaja Leskowa (Powiatowa lady Makbet, 1864) nie jest nawet w połowie tak emocjonująca jak można by się spodziewać. Film widziałam wczoraj, a już dziś prawie o nim nie pamiętam (wytężam pamięć jedynie na potrzeby wpisu:). Spłynął po mnie zupełnie, nie zrobiwszy ani dobrego, ani przesadnie złego wrażenia.
Skomentuj