Pomiń zawartość →

Tag: Nowa Zelandia

Top of the Lake: China Girl

Piszę o serialu dopiero teraz, gdyż oglądanie go w moim przypadku bardzo długo trwało. Kolejna odsłona przygód pani detektyw Robin Griffin to widowisko nie tylko czasochłonne, ale i energochłonne. Każdy odcinek to wewnętrzna walka widza z samym sobą o to, czy wyłączyć, czy dać serialowi jeszcze jedną szansę. Szczerze mówiąc, pod koniec trochę żałowałam, że nie wybrałam od razu tej pierwszej opcji. Wraz z przeprowadzką Robin z Nowej Zelandii do Sydney, seria utraciła swój niepowtarzalny, chłodno-wilgotny, metafizyczny klimat, zostawiając widza z galerią dziwnych postaci, których za diabły nie można zrozumieć, a przynajmniej ja miałam z tym ogromny problem (i nie chodzi mi wcale o akcent).

Skomentuj

Przesyt żywych trupów i zombie absurdy

Zacznę może nietypowo, bo od wyznania klęski. Szczycę się opinią osoby, która obejrzy wszystko, absolutnie wszystko i choćby miało mnie to zaboleć, zwykle wytrzymuję od początku (nawet największej głupoty) aż do napisów końcowych. Moje oglądanie (i czytanie) tekstów kultury wymagających różnego stopnia samozaparcia, traktuję jako specyficzny typ edukacji. Wychodzę z założenia, że ze wszystkiego można wynieść jakąś pożyteczną naukę. Niestety, ostatnio coraz częściej moja cierpliwość wystawiana jest na próby, których nie jestem w stanie sprostać. Do takich zdecydowanie należą filmy i seriale o nieumarłych, osiągające coraz wyższe stadia absurdu.

Komentarz

Wszystko, co lśni Eleanor Catton

Nie będę wam tu pisać o nagrodach Bookera i o rekordach, które pobiła Eleanor Catton ponieważ o tym możecie poczytać w trzydziestu innych miejscach (sama poczułam, że muszę to przeczytać, na skutek kontaktu z magazynem Książki, gdzie ta powieść jest reklamowana chyba w trzech miejscach; dawno nie widziałam tak intensywnej promocji). Nie widzę także sensu w zachwytach nad objętością tego grubaska, ani nad pięcioma latami, które autorka poświęciła pracy nad nim. To wszystko nijak się ma do najważniejszych rzeczy dla czytelnika, czyli po prostu do tego jak się to czyta, czy jest w ogóle sens i czy chce się do lektury jeszcze potem wrócić. Moja odpowiedź na to wszystko jest bardzo prosta: źle, nie i jeszcze raz nie.

4 komentarze