Co roku gdy nadchodzi jesień, staram się przeczytać choćby jedną książkę z nurtu literatury wiejskiej. Moim największym życiowym nieszczęściem, czymś na co utyskuję nieustannie, jest to, że nie mieszkam na wsi i w ogólności, że nie ma już takich wsi, w jakich chciałabym mieszkać. Dlatego też, zanurzając się w opowieściach o ziemi i pracy, o zbiorach i pogodzie, wreszcie o rodzinnych relacjach i archetypicznych postaciach ojca i matki, staram się poczuć choćby namiastkę tego, co uważam za prawdziwe, intensywne, naturalne życie. Już w liceum pokochałam Chłopów Reymonta, od lat zachwycam się Myśliwskim, a moim największym olśnieniem ostatniego czasu była Miedza Andrzeja Muszyńskiego. Nawet Guguły Wioletty Grzegorzewskiej mi się podobały, choć z licznymi zastrzeżeniami. Ale Skoruń to rzecz osobna, niezwykła i wyjątkowa.
SkomentujTag: Miedza
Miedza mnie poruszyła i sprawiła, że w jakiś magiczny sposób przeniosłam się w czasy dzieciństwa. Ten zbiór opowiadań, których akcja, poza przedostatnim, rozgrywa się w niewielkiej wsi na południu Polski, to rzecz absolutnie niezwykła. Choć jest to niewielki objętościowo tomik, zapewniam, że przebrnięcie (przepłynięcie) przez te strony zajmie wam naprawdę wiele czasu. Najbardziej chyba urzekło mnie to, że zdania stawiają aż taki opór przy czytaniu. Nie ma gładkich fraz, sprawiających przyjemność czytelnikowi. Nasze estetyczne doznania zupełnie nie interesują autora i bardzo się z tego cieszę, ponieważ stworzony przez niego narrator wydaje mi się przez to prawdziwszy. Od razu widać, że to pisał prawdziwy facet doświadczony życiem, a nie jakiś przerafinowany salonowy ciepluch. Taką literaturę lubię.
Komentarz