Każdy już się nachwalił, to i ja jeszcze coś dobrego o tym serialu napisze, bo to ważna rzecz. Sama zapowiedź mówiąca o tym, że to historia miasteczka,w którym są same kobiety, z powodzeniem radzące sobie w okrutnym świecie Dzikiego Zachodu, już brzmiała dla mnie niezwykle intrygująco. Czyżby jakaś feministyczna fantazja inspirowana Westworldem? Może trochę, ale jest nawet lepiej niż przypuszczałam. Pomimo kilku wad (największa to chyba ta, że momentami Godless dłuży się niesamowicie, no i można się pogubić przez dość swobodnie powtykane retrospekcje) to naprawdę dobre widowisko i gdybym była bardziej śmiała, powiedziałabym, że to taki klasyczny western na sterydach. Jest wszystko, czym zachwycali się nasi ojcowie patrząc w ekran na pierwsze opowieści o Dzikim Zachodzie: szeryf z problemami, dobrzy i źli Indianie, czarny charakter i jego banda z piekła rodem, samotny tajemniczy bohater, prostytutka o złotym sercu oraz piękne zwierzęta i fantastyczne okoliczności przyrody w tle. A najlepsze jest to, że przy tworzeniu tych postaci, twórcy poszli o krok dalej niż moglibyśmy się spodziewać.
Skomentuj