To już jest coś dla prawdziwych fanów Outlandera. Nie każdemu będzie łatwo przebić się przez te tysiąc stron gęsto zadrukowanego tekstu, zwłaszcza, że przez pierwszą połowę fabuła jest naprawdę mało dynamiczna i nużąca, choć potem mamy okazję przekonać się, że miało to swoje uzasadnienie. Tak jak w każdej długiej serii, pojawia się następne pokolenie bohaterów, powoli zajmujące miejsce starych, jednak klimat i tematyka pozostają wciąż te same. Choć Jesienne werble wymęczyły mnie ogromnie, to zdecydowanie będzie to mój ulubiony tom. Claire i Jamie, po wylądowaniu w Indiach Zachodnich, zostają osadnikami w Karolinie Północnej, gdzie zaczynają życie od podstaw na kawałku ziemi, który stanie się ich farmą. Są jak szkoccy Robinsonowie, a ja po przeczytaniu drobiazgowych opisów ich zmagań i prac rolnych czuję, że gdybym znalazła się w lesie po jakiejś apokalipsie, to dzięki wiedzy przekazanej przez Dianę Gabaldon, pewnie dałabym sobie radę. Oto jest moc dobrego czytadła!
Skomentuj