Co prawda jakiś czas temu obiecałam sobie, że odpuszczę lekturę kolejnych dzieł pana Krajewskiego, ale po namyśle uznałam, że skoro dałam radę prawie całemu cyklowi o Popielskim, to niemądrze by było nie zapoznać się z częścią wieńczącą dzieło. Jestem naprawdę wdzięczna Audiotece i Dariuszowi Bereskiemu, lektorowi czytającemu powieść, za to, że mogłam tego wysłuchać w samochodzie, bez straty cennego czasu w domu. Przy nagrywaniu stała się rzecz niezwykła, bo jakoś udało się podkreślić, a nawet dość karykaturalnie wyolbrzymić, te wszystkie cechy pisarstwa Krajewskiego, za które jest on zarówno nienawidzony, jak i kochany przez czytelników. O tym jak bardzo pan Bereski wczuł się w rolę, jak snobistyczny ton przyjmuje i jak potrafi nasączyć każde swoje słowo pretensjonalnością i samozadowoleniem, może świadczyć to, że niemal do końca audiobooka byłam przekonana o tym, iż to sam autor czyta swoje dzieło (co już przecież miało miejsce).
KomentarzTag: Edward Popielski
Czy też macie wrażenie, że z każdą powieścią Marka Krajewskiego jest odrobinę gorzej niż z poprzednią. Lekturą pierwszych książek o Eberhardzie Mocku i Edwardzie Popielskim byłam wprost zauroczona. Bardzo odpowiadała mi ta mroczna stylistyka i poczucie zagubienia w przedwojennym świecie. Do dzieł wychodzących ostatnio nie mam już tyle serca i drażni mnie w nich coraz więcej spraw. Podczas lektury W otchłani mroku zrozumiałam zresztą na czym głównie opiera się moja niechęć. Powieść nie jest zanurzona, tak jak pierwsze utwory Krajewskiego, w cudownym świecie przedwojennego Wrocławia, tylko w brudnym, szarym i kaprawym Wrocławiu z czasów, gdy władze komunistyczne zasadzały się w Polsce na dobre. Wojna się skończyła i Wrocław wraz z Lwowem straciły bezpowrotnie swój urok, także czytelniczy. A co zostaje?
2 komentarze