W niedzielę po raz ostatni odwiedziłam Współczesny. Nigdy więcej nie dam sobie tego zrobić. Przez całe przedstawienie psioczyłam na własną głupotę i naiwność, które kazały mi przyjechać ze Szczecina specjalnie na Koniec świata w Breslau, choć żadnych recenzji jeszcze nie było, a i fanką książek Krajewskiego już od dawna nie jestem. Niestety, bardzo lubię Wrocław i oczami wyobraźni już widziałam stylowe, może nawet lekko kiczowate przedstawienie w odcieniu nostalgicznej sepii, w którym elegancki radca kryminalny Eberhard Mock z nienaganną dykcją i podziwu godną erudycją opowiada nam o przedwojennym świecie i jego mrocznych zbrodniach. To by była najlepsza reklama miasta w historii, wystarczyło tylko nie popsuć prozy Krajewskiego, która moim zdaniem nie nadaje się do artystycznych eksperymentów, ale porządne przedstawienie da się z niej jak najbardziej ulepić. Och jakże się myliłam!
26 komentarzyTag: Eberhard Mock
Czy też macie wrażenie, że z każdą powieścią Marka Krajewskiego jest odrobinę gorzej niż z poprzednią. Lekturą pierwszych książek o Eberhardzie Mocku i Edwardzie Popielskim byłam wprost zauroczona. Bardzo odpowiadała mi ta mroczna stylistyka i poczucie zagubienia w przedwojennym świecie. Do dzieł wychodzących ostatnio nie mam już tyle serca i drażni mnie w nich coraz więcej spraw. Podczas lektury W otchłani mroku zrozumiałam zresztą na czym głównie opiera się moja niechęć. Powieść nie jest zanurzona, tak jak pierwsze utwory Krajewskiego, w cudownym świecie przedwojennego Wrocławia, tylko w brudnym, szarym i kaprawym Wrocławiu z czasów, gdy władze komunistyczne zasadzały się w Polsce na dobre. Wojna się skończyła i Wrocław wraz z Lwowem straciły bezpowrotnie swój urok, także czytelniczy. A co zostaje?
2 komentarze