Lekturę poprzedniej książki amerykańskiej autorki, Stanu zdumienia, wspominam bardzo miło. Pamiętam, że byłam pod ogromnym wrażeniem ogromnej precyzji wyrażania przez nią nawet najbardziej delikatnych, mglistych zjawisk, które Patchett przyszpilała z determinacją słowami. Do dziś często polecam tę książkę, nawet jeśli kogoś niespecjalnie interesuje nieskończona płodność zamieszkujących dżunglę seniorek :). Dziedzictwo to zupełnie inna literatura, jeśli chodzi o temat i o formę, jednak język pozostał nadal precyzyjny jak skalpel. I choć temat relacji w typowej amerykańskiej rodzinie może i nieco mnie nudził momentami, to jednak klarowne i cudownie trafne opinie i opisy robiły na mnie niezmiennie wielkie wrażenie. Aż sama się zdziwiłam, bo jestem dość prostą czytelniczką, zazwyczaj ślepą na podobne niuanse.
2 komentarze