By móc w pełni cieszyć się oglądaniem Wielkiego piękna najlepiej w ogóle wyłączyć rozum na te dwie godziny. Analizowanie związków przyczynowo-skutkowych oraz doszukiwanie się licznych nawiązań do wcześniejszych wielkich włoskich filmów (ciągła dyskusja ze Słodkim życiem Felliniego) tylko wam popsuje radość z oglądania tego dziwnego, ale ożywczo przyjemnego obrazu. Tak przynajmniej było w moim przypadku: bezrefleksyjny zachwyt i chłonięcie wszystkiego co pojawia się na ekranie dało niesamowite poczucie radości, jakie nawiedza mnie tylko podczas obcowania z naprawdę pięknymi rzeczami (lub po prostu z kiczem, który wydaje się piękny w mojej dziecinnej wyobraźni).
2 komentarze