Jak już się coś zaczyna od tego, że grupa przyjaciół spotyka się wieczorem i wiadomo, że czeka ich trudna noc, reaguję nerwowo bo kojarzy mi się to albo z amerykańskimi horrorami, albo z kinem psychologicznym, w którym wszyscy siedzą przy stole całą noc i wywalają brudy z ostatniej dekady. Dlatego właśnie ten film przeleżał w poczekalni kilka tygodni, nim z barku czegoś lepszego zasiadłam do seansu. Na szczęście żadna z zagrażających opcji się nie ziściła. Coherence okazało się skromnym, ale ambitnym i wciągającym projektem. Choć to momentami zupełnie odjechane, pozbawione wszelkiej logiki sci-fi, to jednak daje do myślenia i długo nie pozwala o sobie zapomnieć. Gdyby tylko zagrała tu Brit Marling, byłoby zupełnie klimatycznie, ale spokojnie, jest atrakcyjna blondynka z zburzeniami (a może to nie ona tylko świat oszalał…).
4 komentarze