Czarny łabędź Darrena Aronofsky’ego to jeden z moich ulubionych filmów. Uwielbiam jego mroczną atmosferę, szaro-różową paletę kolorów i samodyscyplinę emanującą ze szczupłych ciał balerin. Dlatego też już zanim zasiadłam do oglądania Flesh and Bone (polski tytuł Pot i łzy) wiedziałam, że mi się spodoba. Jest naprawdę wiele podobieństw między tymi dwiema produkcjami, choć oczywiście Czarny łabędź wygrywa, za to Pot i łzy ma kilka dodatkowych, bardzo zakręconych i chorych akcentów. Na początku jednak może się wydawać, że mamy do czynienia z dość wierną adaptacją opowieści o niewinnej, słodkiej i zdolnej balerinie, która by się w pełni artystycznie rozwinąć, musi odkryć swoją kobieca zmysłowość. Nie dajcie się jednak zwieźć pozorom. Główna bohaterka doskonale wie, jak działa na ludzi i jaka moc jest ukryta w jej sarnich oczach i długich nogach.
Komentarz