Mam taka słabość, którą podziela z pewnością wiele osób (zwłaszcza płci żeńskiej i z wykształceniem humanistycznym), że z rozkoszą rzucam się na każdy film, serial lub książkę, które mają w opisie frazę XIX-wieczna Anglia. W zbiorowej jaźni wszystkich romantyczek i romantyków oznacza to wspaniały świat chmurnej pogody, pięknych ubrań, dobrych manier i wielkich namiętności. Zwykle tak opisywane dzieła okazują się totalnym kiczem i rozczarowaniem, ale nie tym razem. Wraz z nowym serialem Ripper Street dostajemy kwintesencje Londynu, londyńskość i angielskość w czystej formie, ale nie w takiej jakiej można by się na początku spodziewać. Nie uświadczymy tu nawet odrobiny arystokratycznych manier czy widoku wrzosowisk, ponieważ akcja toczy się w Whitechapel pod koniec XIX wieku, czyli zaraz po brutalnych atakach Kuby Rozpruwacza. Obrzydliwości rzeźnika prostytutek też raczej nie zobaczymy (wbrew temu co sugeruje tytuł), ale za to wszelkich innych owszem. Poznajemy tylko środowisko Rozpruwacza, a nie jego samego. Pomysłodawcy z pewnością chcą tym przekazać widzom, że w tamtym czasie i miejscu roiło się od tego rodzaju popaprańców i nie ma w tym nic dziwnego, zważywszy na warunki, w jakich żyli ludzie w Whitechapel.
4 komentarze