Mam z tym filmem wielki problem. Z jednej strony uważam, że to ważne by wszędzie gdzie się da mówić o prawach zwierząt, podkreślać to, że są żywymi, czującymi i inteligentnymi stworzeniami. W moim osobistym przekonaniu, należy z całych sił nie tylko robić co można we własnym zakresie, ale także wspierać różne organizacje, zajmujące się zwierzętami. Z tej perspektywy film wydaje się wartościowy. Z drugiej jednak strony sądzę, że to obrzydliwe, by w świecie rządzonym przez samolubnych mięsożerców, w świecie, w którym politycy nie boją się przyznać do pasji do polowań, powstaje film atakujący organizację broniącą praw zwierząt, a jednocześnie propagujący hodowlę psów myśliwskich (myśliwskich!) o ile odbywa się ona w dobrych warunkach. Zwyczajnie, zamiast skupić się na tych organizacjach, które wykonują fantastyczną pracę edukując społeczeństwo, przygarniając porzucone zwierzęta, znajdując im nowe domy czy poddając je sterylizacji, filmowcy postanowili zająć się jednym przypadkiem, w którym United Animal Protection Agency, duża organizacja praw zwierząt, dokonała haniebnych nadużyć co skutkowało śmiercią wielu psów. Nie twierdzę, że każdy, kto podaje się za miłośnika zwierząt jest święty, ale ludzka przyzwoitość wymaga ode mnie stawania po stronie tych, którzy zamiast namnażać rasowe kaleki w imię tradycji i upodobań estetycznych, propagują zamykanie szczenięcych farm i adopcje kundelków ze schroniska. Całe szczęście, że to słaby film klasy B i zapewne niewiele osób go obejrzy.
Skomentuj