Do czasu przeczytania tej książki, bardzo szanowałam postać francuskiej projektantki, która zrewolucjonizowała światową modę. Z biografii takich jak Coco Chanel Henry’ego Gidela czy Coco Chanel. Życie intymne Lisy Chaney, wyłania się postać inteligentnej i przedsiębiorczej buntowniczki, która stała się ucieleśnieniem nowej epoki. Uwalniając kobiety od ogromnych kapeluszy, jeszcze większych sukni i zwojów długich warkoczy na głowach, sławna krawcowa dała im wolność i możliwość uczestniczenia w nowych aktywnościach jakie przyszły wraz z odejściem w niepamięć wieku XIX. Od wielu lat wracam do tych książek, podziwiając zmysł do interesów i urok osobisty Chanel, który biografowie ciągle starają się pochwycić i opisać na nowo. Największe wrażenie robi oczywiście to, że niczego tak naprawdę nie wiadomo na pewno, gdyż Coco była mistrzynią w kreowaniu własnego wizerunku. Niestety, obawiam się, że na nowo wydana książka Paula Moranda (która po raz pierwszy ukazała się w 1976 roku, a tegoroczne wznowienie wzbogacono o rysunki samego Karla Lagerfelda) zamiast podtrzymywać tajemnice i wzmacniać legendę, tylko obnaża i ośmiesza mademoiselle. Z wielkim zdziwieniem stwierdziłam, że gdy projektantka może sama o sobie opowiedzieć, naszym oczom ukazuje się portret mitomanki i kłamczuchy, starzejącej się kobiety, która sadząc kolejne aforyzmy, momentami bredzi jak potłuczona (przepraszam za dosadne określenie, ale inaczej się tego wyrazić nie da). Sensu w jej wypowiedziach nie ma za grosz i już chyba wolałam (jako czytelniczka lubiąca dobre historie) gdy postać Chanel była bardziej schowana za własną legendą, opowiadaną w dodatku przez kogoś innego.
Skomentuj